30 listopada 2011

O długu

Kiedy człowiek siedzi po uszy w długach bank nie przychodzi do niego i nie próbuje mu wcisnąć pieniędzy, po to żeby ten naprawił swoją sytuację finansową. Ów bank wie po prostu, że jeśli ten człowiek pogrążył się w zobowiązaniach finansowych, to dalsze pożyczanie mu pieniędzy nie ma sensu. To tak jakby pożyczyć dłużnikowi pieniądze na spłacenie długu. Dług zostaje ten sam, a odsetki wciąż rosną. Czy to ma sens?

Dlaczego więc duże instytucje finansowe pożyczają kolejne pieniądze państwom, które są niewypłacalne? Oczywiście w oficjalnych mediach padają fachowe terminy typu "redukcja długu", "emisja obligacji", "integracja fiskalna", "pakt stabilności", "radykalna reforma finansów", itd. Dlaczego nikt nie powie wprost, że rządy wydały więcej niż mogły, a teraz walcząc z negatywnymi tego konsekwencjami chcą aby ktoś im pożyczył kolejne pieniądze na spłatę zaciągniętych długów? Dlaczego nikt nie tłumaczy, dlaczego zegar długu publicznego wciąż rośnie?

Istnieją instytucje, którym zależy na tym, aby długi rosły. Czasem są to banki centralne, czasem korporacje, czasem rząd. Mechanizmy tego typu zostały opisane przez John'a Perkins'a w odważnej i wstrząsającej moralnie książce HITMAN Wyznania ekonomisty od brudnej roboty.

źródło: link

Ludzie usytuowani na szczytach piramidy ekonomicznej zyskują najwięcej, ale zamożność milionów pozostałych również zależy - bezpośrednio lub pośrednio - od wykorzystywania krajów słabo rozwiniętych (...) Zadłużenie z tytułu pomocy zagranicznej sprawi, że dzisiejsze dzieci, a nawet wnuki tych dzieci, staną się zakładnikami
Fragment książki : Hitman Wyznania ekonomisty od brudnej roboty, Warszawa 2006

Od wielu miesięcy toczy się bój o Grecję. Kraj ten jest bankrutem, obywatele sprzeciwiają się zaciąganiu kolejnych długów przez Państwo. Dlaczego więc rząd grecki przyjął kolejne 130 miliardów € "pomocy" finansowej? Czy pożyczanie dłużnikowi ma sens?

28 listopada 2011

Ten się śmieje kto się śmieje ostatni

A dziś ostatni śmieje się Peter Schiff, którego wcześniej wyśmiewano, kiedy wskazywał na zbliżające się załamania rynkowe. Video sprzed kilku dni, ale wracające momentami do wywiadów z przeszłości, kiedy aroganccy "fachowcy" kpili z Schiff'a w sposób niezwykle jawny.


Do Schiffa będziemy wracać wielokrotnie, bo jak nikt potrafi on dobrze wytłumaczyć dlaczego gospodarki upadają, a surowce szlachetne drożeją. Jego zdaniem (i przede wszystkim szkoły austriackiej) gospodarka rozwija się, kiedy społeczeństwo produkuje i oszczędza. Stany Zjednoczone więcej wydają i importują, niż oszczędzają i produkują. Jest to jeden z powodów, dla których ich ekonomia kuleje (bardzo łagodnie rzecz ujmując).

Podobnie rzecz się ma na Starym Kontynencie. Ludzie żyli przez długie lata na kredyt, a to w końcu musiało się kiedyś skończyć. Kredyty konsumpcyjne, które przez lata były sowicie zaciągane, przeznaczano na zakup towarów pochodzenia... z reguły chińskiego. Ten kraj z kolei na brak pieniędzy nie narzeka. Dlaczego? Dlatego, że produkował i oszczędzał. USA oraz Europa wolą konsumować. A żeby nie być gołosłownym, przykład z naszego podwórka.

Ale nie tylko obywatele wydawali więcej niż mogli sobie na to pozwolić. Rząd i urzędy wydawały na "rozwój" administracjiwyborybadania naukoweośrodki rekreacyjne, dekoracje świąteczne, itd. Można by długo jeszcze wymieniać...

Wydaje się, że czara goryczy zaczyna się przelewać. Pytanie brzmi: kto za to wszystko zapłaci?

A na koniec zacytujemy Peter'a Schiffa:

You don’t drive an economy by consuming – the consumer is not the engine, the consumer is the caboose

27 listopada 2011

Światełko w tunelu

W prawdzie video sprzed kilku miesięcy, ale dobrze obrazuje pewne zjawiska polityczne. Nie często się  bowiem zdarza, aby polityk mówił prawdę, zwłaszcza tą, która jest dla jemu podobnych niewygodna. Przemówienie jednego z unijnych polityków napawa nadzieją, że jednak zakłamanie i eksploatacja obywateli musi znaleźć w końcu swój kres, a nastroje jak wiadomo od kilku miesięcy zmierzają ku skrajności...

Czapka z głowy przez Panem Bloom'em za jego słowa sprzed kilku miesięcy, które nawiązują m.in. do tego w jaki sposób reguluje się podaż pieniądza, a która z kolei ściśle związana jest z rynkiem srebra i złota. Szkoda tylko, że brakuje takich ludzi na naszym własnym, rodzimym podwórku...


26 listopada 2011

Refleksja ekonomiczna

Dziś zaczniemy od polskiego przysłowia:

Bodaj ten z piekła nie wyszedł, co pieniądze wymyślił


Nasuwa się pytanie o jakie pieniądze chodzi, no bo w końcu środek wymiany towarów i usług musi jakiś istnieć. We współczesnym społeczeństwie nie sposób wszystkiego załatwić barterem. Chodzi więc zapewne o taki pieniądz, którym się dzisiaj posługujemy, a który banki centralne drukują subiektywnie i w pełni arbitralnie...

Henry Hazlitt
źródło zdjęcia: link

Owo drukowanie pieniędzy jest jedną z przyczyn współczesnego kryzysu finansowego. Drukowanie pieniędzy w bezpośredni sposób przekłada się na wzrost cen, podczas gdy w zdrowo funkcjonującej ekonomii ceny powinny spadać a wartość pieniądza wzrastać. Oddajmy głos Henry'emu Hazlitt'owi, ekonomiście, który prawdziwie rozumiał przekleństwo nie mających pokrycia pieniędzy:

Z chwilą wzrostu podaży pieniądza ludzie posiadają więcej pieniędzy, za które mogą nabywać dobra. Jeśli w tym samym czasie ilość dóbr nie wzrośnie - albo nie wzrośnie w stopniu równym wzrostowi podaży pieniądza - ceny dóbr wzrosną (...) Posiadając więcej dolarów, ludzie cenią każdy z nich mniej. Prowadzi to do wzrostu cen dóbr, nie dlatego, że jest ich (dóbr) mniej niż przedtem, lecz dlatego, że dolarów jest więcej, a stąd są one warte mniej.
Cytat pochodzi z książki Hazlitta "Inflacja. Wróg publiczny nr 1" (Wydawnictwo Fijorr Publishing, Warszawa 2007)

Działaniem całkowicie sprzecznym wobec twierdzeń Hazlitt'a są tzw. Quantitive Easing, w ramach których w ostatnich latach wydrukowano w USA niewyobrażalne wręcz ilości papierowego dolara. Oczywiście ma to swoje echo w postaci wzrostu inflacji. Co więcej, dolar jako waluta, którą posługuje się niemalże cały świat, a który został osłabiony przez wspomniane działania, oddziałuje siłą rzeczy na globalną gospodarkę. Nie wiele wskazuje na to, aby sytuacja mogła się polepszyć. A w jej kontekście najlepiej może to oddać kolejne polskie przysłowie, które mówi:


Nic tak z dymem nie ulatuje jak pieniądze


23 listopada 2011

Dlaczego liczy się tylko namacalny metal?

W ostatnich dniach na Łotwie zapanował chaos. Powodem jest wstrzymanie pracy banku Latvijas Krajbanka. Dostęp do emerytur i pensji straciło ok. 80 tysięcy osób, posiadacze kart bankomatowych stracili możliwość pobierania gotówki, w wielu miejscach nie przyjmowano płatności tymi kartami. Chaos w pełnym tego słowa znaczeniu...



Sytuacja ta zmusza do różnorodnych refleksji. Jedna z nich zmusza do postawienia pytania, czy utarte w społeczeństwie powiedzenie "pewne jak w banku" jest wciąż aktualne?

W prawdzie na Łotwie mamy do czynienia z przywłaszczeniem pieniędzy klientów i w konsekwencji - z ramienia decyzji rządowych - "zamrożeniem" ich pieniędzy, nie mniej jednak cała sytuacja trąci co najmniej absurdem. I nie jest tu istotna przyczyna, ale sam fakt, że rząd potrafił zablokować dostęp do środków, które w końcu należały do obywateli. Czy w sytuacji kryzysu instytucje rządowe bądź sam bank może zablokować pieniądze lub depozyty klientów? A czemu by nie? Jeśli dla "dobra narodu", "dobra sprawy" rządy potrafią stosować różnego rodzaju represje, podwyżki podatków, regulacje swobody zachowania, to czemu nie miałyby blokować dostępu do tego co należy do obywateli? Historia pokazuje, że rządy nie tylko blokowały dostęp do własnych środków, ale potrafiły konfiskować mienie, ograniczać wolny rynek, zmuszać do odsprzedaży złota i srebra... a wszystko w imię dobra publicznego, walki z kryzysem, itd.

Czy może dojść do takiej sytuacji w Polsce? Czy może być tak, że nie będziemy mieć dostępu do własnych pieniędzy i innych zasobów, które wypracowaliśmy sobie przez wiele lat? Cóż... taki scenariusz wydaje się być dla wielu Polaków co najmniej mało prawdopodobny, ale czy rzeczywiście niemożliwy?

Podobna sytuacja to czas hiperinflacji, kiedy "pieniądze" nie mają siły nabywczej, a więc nie można nic za nie kupić. Można mieć 10 zer na koncie, ale zero i tak będzie zerem. W takich sytuacjach liczy się tylko namacalny towar. Niestety barter nie zawsze wchodzi w grę, toteż najlepszym środkiem wymiany staje się wówczas Prawdziwy Pieniądz, a więc metal szlachetny... nie ten papierowy, nie ten z "atrakcyjnej" lokaty, nie ten zdeponowany gdzieś daleko w Szwajcarii, ale ten który można wziąć do ręki.

A inflacja w Polsce jak przyśpieszała tak przyśpiesza.

21 listopada 2011

Czemu srebro osiągnie zawrotne ceny? Część 2

Dziś kolejna refleksja nad perspektywą cen srebra....

Zdążyliśmy już wspomnieć, że srebro może pełnić rolę pieniądza. I wciąż może tak być. Nie twierdzimy, że kryzys światowy zakończy się upadkiem walut papierowych, ale nie można wykluczyć takiej możliwości. W końcu dzieje się to od wielu lat...

źródło: link

W samej Polsce w ostatnim stuleciu mieliśmy 3 denominacje: 1924, 1950 i 1995. W samym XXI wieku denominacje miały miejsce m.in. w: Białoruś 2000, Turcja 2005, Rumunia 2005, Wenezuela 2008, Zimbabwe 2009, Korea Północna 2009. Zjawisko takie pojawia się w historii zorganizowanych społeczeństw regularnie. I choć za każdym razem służyć ma poprawie złej sytuacji, to jednak na błędach poprzedników politycy się nie uczą i stąd pewność, że w przyszłości będziemy świadkami kolejnych denominacji.

Standard złota został w prawdzie zniesiony całkowicie w USA w latach '70 XX wieku, lecz praktycznie metal ten wyszedł z obiegu już w 1933 roku. Samo srebro pełniło rolę pieniądza do późnych lat '60 XX wieku. I było ono w powszechnym obiegu. Pokazuje więc to jaką rolę metal ten odgrywał w systemie monetarnym. Francuskie l'argent oznacza tak "srebro" jak i "pieniądz". Można sprawdzić w słowniku.

Podobnie rzecz się miała w Polsce, gdzie obiegowe "mapki" miały potężne nakłady emisji na początku lat '70 ubiegłego wieku. Srebro nie było luksusem, było jednym z filarów systemu pieniężnego w naszym kraju.

Jeśli sytuacja na arenie polityczno - gospodarczej nie zostanie rozwiązana właściwie to będziemy mieć potężny kryzys. Meritum bieżących problemów UE oraz USA jest zadłużenie, którego nie można spłacić. Historia pokazuje, że w takich sytuacjach rządy chcąc spłacić rosnące długi puszczają w ruch drukarki i spłacają długi poprzez wywoływanie hiperinflacji. Kto na tym cierpi a kto zyskuje?

Cierpi przede wszystkim ten Kowalski, który zaoszczędzonych pieniędzy nie ulokował w rzeczach obiektywnie wartościowych, a więc towarach. Zyskuje ten, kto swoje pieniądze zamienił na benzynę, alkohol, papierosy, srebro, złoto oraz inne towary, których nie daje się łatwo kupić za popsute hiperinflacją pieniądze. Cóż, trąci to nieco katastrofizmem, ale takie jest właśnie oblicze hiperinflacji...

Wracając do meritum, złoto od zawsze stanowiło przedmiot "grubych" rozliczeń między bankowych i międzynarodowych. Srebro z kolei stanowiło prawie od zawsze pieniądz obiegowy. Jeśli kryzys monetarny pogłębi się na dobre, rządy będą rozważać powrót do standardu złota, gdyż ten zawsze pozwalał na stabilizowanie sytuacji. Kiedy jednak złoto osiągnie zawrotne ceny nie będzie się nim płacić za chleb. Już dziś trudno byłoby to zrobić. Przyjmując cenę chleba 2 zł i 6000 zł uncji złota musielibyśmy zapłacić za bochenek monetą zawierającą 0,010 grama złota. Srebro byłoby wówczas o niebo lepsze. I to jest właśnie ukryte oblicze srebra, o którym zapomnieliśmy na przestrzeni ostatnich 3 dekad. Standard złota to nie tyle standard złota co po prostu oparcie gospodarki na metalach szlachetnych. Gdyby doszło do takiej sytuacji srebro byłoby wówczas w doprawdy uprzywilejowanej sytuacji.

20 listopada 2011

Srebro a nieruchomości część 3

Czy będzie można kupić w Polsce kawalerkę za 10 garści srebra?

źródło: link

Na potrzeby tego wpisu przyjmujemy, że garść srebra to ni mniej ni więcej lecz 0,5 kilograma czystego metalu, a więc 16 uncji. Kilogram metalu jest właśnie w stanie zmieścić się w złożonych dłoniach dorosłego człowieka. Wiemy, sprawdziliśmy… 10 garści srebra daje nam więc 5 kilogramów srebra. Teraz przyjrzyjmy się cenom nieruchomości w Polsce (za przykład przyjmujemy Warszawę, gdzie rynek nieruchomości kwitł w ostatnich latach w najlepsze, źródło danych): 

A teraz szczypta informacji statystycznych z początku lat:

śr. cena m2 mieszkania
$
Ag w $
Ag w PLN
śr. cena m² w oz Ag
2002
3594 zł
3,95 zł
4,5 $
18,13 zł
198
2003
3892 zł
3,83 zł
4,6 $
17,84 zł
218
2004
4341 zł
3,73 zł
5,9 $
22,23 zł
195
2005
4879 zł
3,01 zł
6,3 $
19,23 zł
254
2006
7354 zł
3,26 zł
9,0 $
29,47 zł
250
2007
8659 zł
2,88 zł
13,0 $
37,46 zł
231
2008
9380 zł
2,45 zł
14,9 $
36,57 zł
256
2009
8934 zł
2,99 zł
11,0 $
33,12 zł
270
2010
8254 zł
2,84 zł
17,1 $
48,76 zł
169

Jak wynika z powyższej tabeli równowartość wartości 1 m² w przeliczeniu na srebro była najwyższa w latach 2005-2006, a więc wtedy kiedy ceny mieszkań były już mocno "wygórowane". Chcąc kupić m² mieszkania w 2005 roku potrzebne było 4879 zł lub 254 uncje srebra (7,93 kg).

Teraz jednak mamy 2011 rok i ceny tak nieruchomości jak i srebra mają się zgoła inaczej. Rzućmy okiem na kolejną tabelę, dzięki której można nam łatwiej dostrzec rysującą się tendencję… coraz mniejsza ilość srebra wymagana na zakup m² mieszkania… (źródła danych: pierwsze, drugie i trzecie)

śr. cena m² mieszkania
$ poczętku m-ca
Cena Ag na początku m-ca
cena oz Ag w zł
cena m² w oz Ag
sty-11
8367
2,98 zł
30,6 $
91
92
lut-11
8389
2,84 zł
28,3 $
80
104
mar-11
8445
2,86 zł
34,3 $
98
86
kwi-11
8355
2,84 zł
37,6 $
107
78
maj-11
8311
2,65 zł
43,6 $
116
72
cze-11
8300
2,74 zł
37,9 $
104
80
lip-11
8280
2,72 zł
33,8 $
92
90
sie-11
8256
2,76 zł
39,3 $
108
76

W sierpniu 2011 na zakup m² mieszkania w Warszawie w średniej cenie potrzebna była równowartość 76 uncji srebra. 3 lata wcześniej wymagane było około 3,5 razy więcej.

Jaki wniosek na koniec?

W prawdzie nikt nie posiada kryształowej kuli do odczytywania przyszłości, ale być może wcale ona nie jest potrzebna. Trendy rynkowe nie trwają po tygodniu bądź miesiącu. Rozciągają się na całe lata. Widząc to co się dzieje w ostatnich latach można samemu się pokusić o ocenę tego co się będzie dziać na naszym (i nie tylko) podwórku w nadchodzącej przyszłości. Czy warto więc kupować srebro? Czy warto je później zamienić na mieszkanie? Decyzję każdy musi podjąć sam, ale dane mówią same za siebie.

Srebro a nieruchomości część 2

Jakiś czas temu pisaliśmy o ciekawej zależności pomiędzy cenami metali i nieruchomości. Kiedy jedne drożeją, drugie tanieją. Dziś dalszy ciąg. Tym razem przedstawiamy konkretne i namacalne dane, z których każdy może wyciągnąć własne wnioski.

źródło: link

Poniższe dane dotyczą rynku amerykańskiego, ale i naszej ziemi poświęcimy później chwilę...

I kwartał roku
Średnia cena nieruchomości
Mediana ceny nieruchomości
Średnia cena uncji Ag
Wartość nieruchomości 
w uncjach Ag
2000
166 063,00
140191
5,06
32819



2001
183 536,00
153570
4,4
41713





2002
204 698,00
171398
4,53
45187





2003
234 003,00
196721
4,53
51656





2004
257 529,00
217 399
7,23
35620





2005
286 329,00
242320
7,26
39439





2006
321 794,00
271880
10,38
31001





2007
333 100,00
279435
13,18
25273





2008
326 565,00
270094
19,51
16738





2009
301 754,00
247773
13,12
23000





2010
292 542,00
240132
17,11
17098




Ile uncji kosztuje dzisiaj nieruchomość w Nowym Jorku?

Średnia cena nieruchomości w Nowym Jorku w czerwcu 2011 wynosiła 166.000$, zaś srebra ok. 35$. Dawało to więc koszt nieruchomości w przeliczeniu na srebro 4636 uncji! Ten kto kupił w czerwcu 2003 roku 4636 uncji srebra musiał zapłacić 21.000$ netto. Po 8 latach mógł za zgromadzone srebro kupić sobie mieszkanie o wartości ok. 166.000$, podczas gdy kapitał wyłożony na tą nieruchomość był prawie 8-krotnie mniejszy.

Podobnie rzecz się ma z innymi metropoliami i miejscowościami na terenie Stanów Zjednoczonych.

Jaki jest więc praktyczny wniosek?

W drugim kwartale 2003 roku, w przeliczeniu na srebro jednorodzinna nieruchomość kosztowała w Nowym Jorku średnio ponad 53 tysiące uncji srebra!! Jeśli ktoś dziś posiada taką ilość srebra to dysponuje kwotą ponad 1.600.000$! Te pieniądze w 2011 roku pozwalają na kupno co najmniej 8 nieruchomości. Ten kto kupił przykładowo 10.000 uncji srebra w 2003 roku wydał około 50.000$. Dziś ta sama ilość srebra jest warta ponad 300.000$, a więc 6 razy więcej! Inwestując w metal szlachetny w czasie boomu na rynku nieruchomości można było porządnie zarobić. Ci, którzy kupowali mieszkania w tym samym czasie nie zyskali zbyt wiele.

Ale Ameryka Ameryką. Jak to wygląda w Polsce? Czy również relacja ceny srebra do nieruchomości przedstawia się tak samo? O tym w następnym poście...