9 kwietnia 2019

Dlaczego nauczyciele i ludzie z budżetówki powinni otrzymywać pensje w złocie?

Pytanie tytułowe wbrew pozorom nie jest ani prowokujące, ani sprzedażowe. Ma ono wydźwięk skrajnie praktyczny. Gdyby strajkujący ostentacyjnie w ostatnim czasie nauczyciele otrzymywali swoje wynagrodzenia w złocie, to w gruncie rzeczy najprawdopodobniej by nie strajkowali. Dlaczego? Dlatego, że na fali inflacji ich wynagrodzenia w złocie same by się rewaloryzowały. A tak, trzeba się organizować i jeździć do Warszawy na Wiejską i Aleje Ujazdowskie...

Rzecz dotyczy wszystkich z budżetówki.

Protestujący 22 września 2018 r. pracownicy RON i wymiaru sprawiedliwości. Archwium własne.

W trakcie ostatnich 19 lat po odliczeniu kosztów związanych z nabyciem złota (marża zakupowa, prowizja przy odsprzedaży) inwestycja w kruszec dawała średnio - uwaga! - ponad 16% rocznie. Innymi słowy, gdyby nauczyciele otrzymywali pensje w złocie, mieliby średnio podwyżki o 16% co roku.

Niestety żyjemy w czasach, w których zaburzenia podstawowych funkcji dotykają coraz większą liczbę osób. Nasz instynkt jest na tyle skrzywiony, że nie odpala nam czerwonych lampek na widok fast foodów, które w linii prostej prowadzą do uszczerbku na zdrowiu. Nasza percepcja jest na tyle skrzywiona, że działy marketingu żerują permanentnie na naszych portfelach wykorzystując banalnie oszukańcze promocje typu 2 + 1 gratis bądź też "Weż pożyczkę, a zapłacimy Ci za to 500 zł". Nasz intelekt wreszcie, nie skłania nas do refleksji na temat powtarzalności strajków. Jak to jest, że od wielu lat non stop ktoś dostaje podwyżki i ciągle mu mało?

Jako człowiek urodzony w czasach stanu wojennego pamiętam, że strajki nauczycieli są prawie tak regularne jak Wigilia i Wielkanoc. Skoro więc też z każdym protestem otrzymują jakieś podwyżki, to czy będzie im kiedyś mało?

Nie.

Dlaczego? Dlatego, że są ofiarami inflacji. Inflacji, której kompletnie nie rozumieją. Gdyby rozumieli te zjawisko, to by nie żądali podwyżek pensji, lecz zniesienia inflacji. To wymaga już jednak pewnej przenikliwości, której na studiach wyższych się nie uczy, nawet ekonomicznych.

O paradoksie tego wszystkiego można poczytać na naszym blogu firmowym.