18 marca 2016

Dlaczego pieniędzy przybywa a cena złota maleje?

Na bankierze pisano ostatnio, że "Pieniędzy przybywa w tempie 10%, ale inflacja wciąż nieobecna". Wymarzona pożywka dla przeciwników złota. No bo skoro kasy przybywa, a ceny nie rosną, w tym zwłaszcza złota to goldbugs i reszta tej paczki to jakaś pomyłka, czyż nie?

źródło: link

A właśnie, że nie!

Dziś szczypta historii, która pokazuje, że metale drożeją z opóźnieniem. A więc pieniędzy może przybywać przy braku zmiany ceny kruszcu lub nawet jego spadku. Do czasu rzecz jasna, do czasu...

Tym razem rzecz się dzieje w XVIII wiecznej Szwecji, pierwszym europejskim kraju, który wyemitował banknot (jeszcze w XVII wieku).

źródło: link

W 1745 roku rezygnuje ona z wymienialności banknotów na srebro. A metal, skoro wyrzucony za monetarną burtę, od razu daje pole do popisu drukarzom. O dziwo, papier spuszczony ze smyczy nie szaleje szczególnie silnie. Przynajmniej na początku. Utrzymuje się więc pewna stabilizacja, dzięki której ceny nie rosną skokowo. Sytuacja do złudzenia podobna do tej, którą widzieliśmy choćby w Cesarstwie Niemieckim, które przystąpiwszy do tzw. Wielkiej Wojny w 1914 roku zrezygnowała ze stosowania złota w roli pieniądza. Co zaczęło się dziać po 1918 rok dobrze wiemy. Do tego czasu podaż pieniądza rosła, a Niemcy jakoś nie dostrzegali horrendalnego wzrostu cen tudzież ciemnych chmur w swoich prognozach ekonomicznych. Wróćmy do Szwedów.

źródło: link

Wszystko co dobre szybko się kończy. I tak po ok. dekadzie, albowiem w 1756 roku Szwedzi przystąpili do wojny, o zasięgu światowym. Liczba zabitych miała być siedmiocyfrowa, to tak na marginesie. Rząd szwedzki, nie inaczej niż politycy innych państw, był gotowy wydać na to trochę pieniędzy. Z uwagi na to, że srebro nie było już pieniądzem to deficyty uzupełniano papierowymi banknotami. I to właśnie był początek przyspieszenia procesu "bogacenia się".


Podaż – dalerów, a więc szwedzkich talarów – zaczęła zmierzać w kierunku północnym. Wzrosła niebywale w ciągu następnych lat. W tym czasie czołowy ekonomista Uniwersytetu w Uppsali, P.N. Christiernin, nie tylko określił przyczyny oraz przewidział konsekwencje inflacji, lecz co więcej zaproponował środki zapobiegawcze.  Jeszcze zanim wojna i błędy ekonomiczne zebrały swoje gorzkie żniwo nasz szwedzki ekonomista poinformował o tym jak uniknąć niepożądanego przebiegu wydarzeń! Taki ówczesny Schiff lub Rueff, jak kto woli. 

Jaka była reakcje polityków? Wcale nie zaskakująca. Finansowanie wojny było ważniejsze, nawet pomimo przedstawionej czarnej perspektywy, która obrazowała spadek dobrobytu obywateli. To w końcu dla nich politycy wysyłali na front synów i mężów, którzy ginęli w imię "jedynie słusznych" idei i dla dobra przyszłych pokoleń. Drukarki chodziły pełną parą, a pieniążki trafiały do obiegu gospodarczego. Cóż zrobić… Homo politicus swoje wie, i nic ponad to. I wara od niego, a jak nie, to pilnować się, bo powiedzą żeś zdrajca.

Takie zachowanie to niemalże archetyp upodobany sobie przez historię, która regularnie do niego wraca. 

Szwedzką scenę polityczną charakteryzowała w tamtym okresie rywalizacja dwóch partii, z których Hattpartiet, a więc Partia Kapeluszy obawiała się wpływów Rosji i skłaniała się z tego powodu ku sojuszowi z Francją, zaś opozycyjna, Mösspartiet, tj. Partia Czapek była prorosyjska. Ta pierwsza przez niemal ćwierćwiecze – od 1739 do 1765 roku – sprawowała rządy. Cieszyła się poparciem społeczeństwa, zwłaszcza od czasu przystąpienia do wojny. Działo się tak, ponieważ partia ta zwiększając podaż papierowego pieniądza pobudziła w sztuczny sposób gospodarkę. Dała jej „kopa”, po którym musiała nadejść „czkawka”. Ilość dalerów rosła.


Z 6,9 mln w 1745 roku zrobiło się ich 13,7 mln w 1755 roku. Rok później było to już 20,9 mln. Wojna dobiegła końca. Czy to oznacza, że dodruk się zakończył? Nie. Podaż pieniądza dalej rosła.

Co więc wyszło z dodruku papierowego pieniądza? Początkowo ludzie zaczęli odczuwać wzrost dobrobytu, gdyż mając więcej pieniędzy było stać ich na więcej. Wstrzyknięty do gospodarki pieniądz zasilił kieszenie konsumujących obywateli. Przez pierwszych kilka lat, mniej więcej do przełomu dekad, obywatele żywili przekonanie, że partia rządząca mądrze prowadziła kraj.

W tym miejscu mógłby zabrzmieć głos tzw. goldhejtera: "Pieniędzy przybywało, a ceny nie rosły, a już na pewno nie złota i srebra... i co? Łyso?"


"Spokojnie" - odpowiedzieć należy. Zanim alkohol przeniknie do krwiobiegu musi minąć trochę czasu. A gospodarka to też organizm, który reaguje podobnie i nie od razu. We wszystkim potrzebny jest czas. Przed pewnymi rzeczami uciec się po prostu nie da. Tak przed promilami we krwi jak i wzrostem cen na skutek wzrostu podaży pieniądza (bez zwiększenia podaży dóbr). Dlaczego?

Dlatego, że mechanizmy ekonomiczne są nieubłagane i działają tak samo od tysiącleci! Rachunek musiał być ostatecznie wystawiony. W 1760 roku ceny miały rozpocząć swą wędrówkę do góry. Nastąpił koniec tłustych lat, a ludzie zaczęli być niezadowoleni. Byliby ewenementem, gdyby zareagowali inaczej. Ceny rosły, ale sakiewek rząd już nie napychał w sztuczny sposób.

W 1762 roku podaż pieniądza sięgnęła aż 44,6 mln. Oznacza to, że w ciągu 17 lat wzrosła o 546%.


Następnie podaż szwedzkich talarów zaczęła się stopniowo zmniejszać. Ale czy ceny zaczęły spadać? Nie! Dlaczego? Dlatego, że za wzrostem cen nie tylko stoi wzrost podaży pieniądza i kredytu (który zwiększa podaż depozytów), ale również ludzkie emocje. Ludzie widząc wzrost cen w obawie przed kontynuacją trendu kupują na zapas, co winduje popyt. Samospełniające się proroctwo zaczęło działać. I tak...


... ceny towarów i usług rosły w górę. Podobnie kurs wymiany szwedzkiej waluty. Doszło nawet do tego, że zawieszono wymianę banknotów na drobne monety z miedzi, ponieważ – jakże absurdalnie – na uzyskanie monety z określonym nominałem potrzebna była taka ilość banknotów, która nominalnie była wyższa. To tak jakby za 5 groszy wykonanych z miedzi należało zapłacić 10 groszy papierowych. Trąci to nieco brakiem logiki... 5 jest równe bowiem... 10! Podobnie rzecz się miała ze złotem i srebrem. Ich wartość rosła nie tylko dlatego, że traktowano je jako towar (którymi w istocie są), ale również dlatego, że miały dodatkową funkcję, w której zawsze są najlepsze (funkcję bycia pieniądzem :) ).

Kolokwialnie rzecz ujmując banknotowe promile przestały napływać do gospodarczego krwiobiegu. Ekonomia zaczęła trzeźwieć, ale ból głowy w postaci cen bezlitośnie wzmagał. Nie trwało to tylko do wieczora.

Wzrost cen utrzymywał się do 1765 roku. W tym czasie naiwny tłum w swym niezadowoleniu wskazał w wyborach na opozycyjną do tamtej pory Partię Czapek. Zapewne w nadziei, że nowo wybrani politycy lepiej sobie poradzą z zaistniałą sytuacją. Licząc także, że "Czapki" zaaplikują jakiś ekonomiczny Alka Seltzer. Wielu wówczas myślało, że gorzej być już nie mogło. Tymczasem, okazało się, że jednak mogło.


Tak się składa, że konsekwencje aplikowania zbyt dużych dawek używek mają wiele wspólnego z nadużywaniem pieniądza. Ot choćby powiedzenie, że "Na kaca najlepsza jest ciężka praca". I słusznie, to co podnosi bowiem gospodarki z kolan to wzrost produktywności, a więc praca z trzeźwym umysłem i w pocie czoła, dzięki czemu rośnie podaż dóbr.

Podkreślmy, zdrowy rozwój wymaga WYSIŁKU. Bez tego ani rusz. Manipulowanie gospodarką za pomocą papierowego pieniądza ZAWSZE się źle kończy.

ZAWSZE. Dlaczego?

Dlatego, że człowiek obcuje z pieniądzem - zastosujmy tu przymiotnik stosowany przez samego Rueff'a - niezarobionym.

Jak to często bywa z politykami, którzy przejmują stery po latach bycia w opozycji , Partia Czapek postanowiła od razu zabrać się do ciężkiej pracy (brzmi znajomo?). Żywiąc – prawidłowe, trzeba to uczciwie przyznać - przekonanie, wedle którego spadek siły nabywczej pieniądza lub jak kto woli wzrost cen był spowodowany przyrostem papierowych banknotów, rządzący postanowili – tym razem bardzo błędnie! - wycofać je z obiegu w stopniu znaczącym. Czyniąc to, ceny rzeczywiście miały zejść w dół, lecz ów deflacyjny zabieg miał być wykonany sztucznie. W praktyce nie czyniło to różnicy, a nawet miało negatywne skutki uboczne. Cóż bowiem obywatelom z niższych cen, kiedy równocześnie z obiegu znikało równie wiele pieniędzy? Politycy wylali więc dziecko z kąpielą.

Zawsze tak robią. Chcą wszystko regulować, co jest totalnym idiotyzmem. Jak można chcieć regulować ceny, popyt, podaż pieniądza i szereg innych czynników z nadzieją, że utrzymają się one na jakimś stałym poziomie skoro GOSPODARKA JEST SYSTEMEM DYNAMICZNYM. Należy jej umożliwić rozwój poprzez utrzymanie jak najmniejszej liczby regulacji. Laissez faire!

Zanim jednak doszło do depresji w postaci spadków cen po deflacyjnym zabiegu "Czapek" na scenie pojawił się znów P.N. Christiernin. Ten sam, który słusznie wcześniej przewidywał już kilka lat wcześniej co wyjdzie z działań "Kapeluszy". Wytłumaczył on wszystko w szczegółach, ale i dodał, że nagłe wycofanie pieniędzy z rynku wywoła depresję ekonomiczną. Lecz i tu znów, politycy wiedzieli „lepiej”.

Nakazali wycofywać banknoty, żeby zmniejszyć ceny. A te zgodnie z prognozą spadały, zaś ludziom starczało na mniej. Dlaczego? Bo mieli mniej pieniędzy. Przybywało im za to coraz więcej złości.

To co dziwi, to że prostota fundamentalnych zasad ekonomicznych rozbija się o umysły polityków niczym groch o mur. I nas obywateli też. Przecież nie oddawalibyśmy głosów na tych, w których widzimy niekompetentnych, czyż nie?

Szwedzi przełożyli swoją frustrację na głosy, dzięki którym w wyborach 1772 roku wygrać miała partia poprzednia. Dokładnie ta sama, która była odpowiedzialna za zburzenie pierwotnej stabilizacji i rozpoczęcie dodruku papierowych banknotów. O uniwersyteckiego ekonomistę nikt już nie pytał. Bo i po co? Ludzie preferowali uczyć się na własnych błędach.

I jak tu nie mówić, że historia się lubi powtarzać?

Nie będę odnosił się w tym kontekście do przyszłych cen metali. To chyba oczywiste.

11 komentarzy:

  1. Mozna mnie zaliczac do krugerbugow. Ale uwazam ze przytoczony przyklad jest zupelnie nieadekwatny do obecnej sytuacji.
    To co dzialo sie w szwecji w XVIIIw to zaden klasyk. Szwecja prowadzila wojny pod protektoratem imperium brytyjskiego to po primo. Wszystko co sie dzialo z waluta Szwecka mialo zwiazek z tym co akurat oplacalo sie London Citi to po secundo.
    A po tercio obecny zwiazek zlota z $ to tylko i wylacznie decyzja eskimosow z nju jorku. Cala ekonomia jest oparta o to co sie oplaca bankom i korpom z US i bedzie to trwalo tak dlugo jak US Army do spolki z CIA bedzie niepodzielnie rzadzilo na globie. Cala reszta jest nieistotna. Rozprawianie o podstawach ekonomi w obecnym swiecie poReganowskim gdzie wirttualne ABSy wartaja tyle samo co fizyczny metal jest zaklinaniem matrixowej rzeczywistosci..

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za komentarz.

    Obawiam się, że nie chodzi o to czy sytuacja jest klasykiem czy nie. Obrazuje jedynie mechanizm opóźnionego wzrostu cen. Po przestudiowaniu większości przypadków przyśpieszonej inflacji lub hiperinflacji widać od razu, że cena towarów reaguje wzrostem z opóźnieniem. To jest meritum wpisu.

    A to czy Szwedzi byli pod wpływem londyńskiego City nie absolutnie żadnego znaczenia. Czy to istotne czy za dodruk istotne są finansowanie wojen (Szwecja powyżej, Wietnam), spłata długów (w tym wojennych, np Republika Weimarska), rozpad systemu (PRL, Jugosławia) czy szereg innych? Jakie ma znaczenie z czyjego kielicha i w reakcji na co pije Pan promile? Efekt będzie dokładnie ten sam... Bania i kac.

    Krótko: cała ekonomia opiera się na dostępności do produktów i tym w jaki sposób są one dystrybuowane. Nie na tym co się opłaca bankom. ABSy, kwity, obligacje, akcje i milion innych typów tak zwanych aktywów to tylko papiery bez wartości obiektywnej. Tak samo jak banknoty szwedzkie. Poświęcę temu następny wpis.

    PS co znaczy świat poReganowski? Proszę poczytać choćby Johna Glubba. Dowodzi on przebłyskotliwie, że nic a nic się nie zmieniamy jako społeczeństwa. Zmieniają się tylko nazwy i trendy w modzie. Reszta zostaje DOKLADNIE taka sama od tysiącleci. Włączywszy w to tendencje do robienia długów, baniek i inflacji.

    OdpowiedzUsuń
  3. "nic się nie zmieniamy jako społeczeństwa" oczywiscie ze sie nie zmieniaja , "dlugi, bańki i inflacja" sa odkad powstaly pierwsze cywylizacje stworzone przez czlowieka. Ale z drugiej strony wartosciowanie wszystkiego istotnego przez aktualnego hegemona jest rownie stare. Tak ze dana waluta, ekonomia kraju czy cokolwiek moze przekroczyc 10 rubikonow po ktorych inflacja powinna wystrzelic jak rakieta ale tak sie nei dzieje.
    I USD powinnien wystrzelic jak dolar zimbabwe w 2008 ale tego nie zrobi dopoki wlodarze FED tak nie zdecyduja albo ich rewolwer(US Army) wycelowany w kazdego kto chce pospsuc ich geszeft nie zardzewieje..

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się przy czym w pewnym momencie us bedzie zmuszone wywolac hiperinflację lub po prostu sytuacja wymknie im się spod kontroli. Zapewne czeka nas w pierwszej kolejności deflacja. Czas pokaże.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy to bedzie hiperinflacja czy ogolnoswiatowy bail-in to czas pokaze.
    Nie zmienia to oczywiscie faktu w takim wypadku zawsze lepiej jest posiadac fizyczny metal niz umowe z bankiem na rachunek ROR I wyciagi papierowe z banku.
    Nawet jesli bedziemy mieli nowego Roosevelta i nowy "Executive Order 6102" to egzekucja takiego prawa na masowa skale zawsze bedzie miala mala skutecznosc w momencie gdy banki beda padac jak muchy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Podoba mi się Twoje podejście, będę zaglądał regularnie

    OdpowiedzUsuń
  7. Nieubłaganie czeka nas w jakieś przyszłości inflacja. Wiemy, że będzie tylko nie wiadomo kiedy dokładnie. Wiec warto być przygotowanym na to.

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo dobry artykuł :) Zdecydowanie proszę o jak najwięcej historii w odniesieniu do tego typu zagadnień :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Moim zdaniem to kolejny przykład bańki spekulacyjnej. To prawda historia lubi się potarzać a obecny dodruk pieniądza również skończy się kolejnym kryzysem.

    OdpowiedzUsuń
  10. Czy to co ostatnio dzieje się na rynku złota - ceny złota - jest spowodowane właśnie tym ogromny wzrostem ilości pieniądza na rynku? Złoto i srebro lecą teraz na łeb na szyję, a jeszcze niedawno mogliśmy zaoobserwować bardzo duże wzrosty cen. Czy raczej jest to wynik aktualnych zawirowań politycznych (Brexit, Trump, itp.)?

    OdpowiedzUsuń