13 października 2013

Exodus Polaków a tempo rozwoju

Od czasu przystąpienia Polski do UE szerokie rzesze (głównie) młodych Polaków wyjechało z kraju za chlebem. Kierunkiem tej podróży była najczęściej Wielka Brytania oraz Irlandia. Wielu z nas osiadło tam na stałe lub co najmniej na długo. Co prawda w swoim czasie euro i funty płynęły szerokim strumieniem do kraju nad Wisłą, co mocno "dokapitalizowało" naszą gospodarkę, ale nie mogło to trwać długo. Sam wyjazd milionów rodaków ma też drugą stronę medalu, która dla wielu nie jest oczywista, a już na pewno nie poruszana tak często w mediach jak choćby nowa fryzura Michała Wiśniewskiego lub kolejny wybryk pewnej warszawskiej restauratorki.

źródło: link
Otóż na przestrzeni wieków na różne sposoby rozwijano ilościową teorię pieniądza, w której jedną z regularnie pojawiających się zmiennych jest szybkość obiegu pieniądza. Co prawda wszystkie czynniki tej teorii działają łącznie, ale w kontekście masowej emigracji Polaków szybkość obiegu zdobywa nowe znaczenie.

Wedle teorii jednostka pieniężna powinna "krążyć" z określoną prędkością, a więc powinna zmieniać właściciela względnie często. Jeśli tak się nie dzieje, czyli pieniądz jest trzymany w portfelu, na koncie, itp., to wówczas odbić się to musi negatywnie na rozwoju gospodarczym. Jeśli mamy pieniądze, to z chęcią je wydajemy. Banknoty krążą, a salda bankowe fluktuują w mgnieniu oka. Producenci i usługodawcy zacierają ręce, bo konsumpcja kwitnie w najlepsze. Skarb Państwa też ma do wiwatu, bo wpływy z podatków rosną. W dwóch słowach "kręci się".

Przeciwieństwem jest oczywiście sytuacja, w której nikt nie kupuje/sprzedaje. Wystarczy wyobrazić sobie moment kiedy żaden z Polaków nie wydaje ani grosza. Hipotetycznie trwanie takiej sytuacji przez 24h byłoby ciężkim szokiem dla całego systemu. Brak transakcji kupna to po prostu brak transakcji sprzedaży. Nie ma sprzedaży = nie ma produkcji. Brak produkcji = brak towarów. Brak towarów = brak rozwoju i możliwości zaspokajania podstawowych potrzeb. Szybkość obiegu pieniądza na poziomie zero jest nie tyle niebezpieczna co po prostu zabójcza.

Oczywiście w praktyce taka sytuacja nie jest możliwa, niemniej jednak same gospodarki oscylują pomiędzy takimi stanami. Raz jest "lepiej" i wydajemy w najlepsze. Raz jest gorzej i chomikujemy każdy grosz wydając go jedynie na to co niezbędne. Innymi słowy, raz hossa raz bessa. Raz wzrost a raz recesja.

Dla rozwoju gospodarczego dobre jest więc kiedy pieniądz relatywnie szybko krąży. Wpływ na to może być wieloraki. Generalnie jednak niskie ceny i inflacja nakłaniają do konsumpcji, zaś wysokie skutecznie nas zniechęcają do pozbywania się gotówki.

Masowa migracja, w trakcie której miliony obywateli opuszczają określony kraj jest co prawda czymś co miało miejsce wiele razy w historii, również w przypadku naszej ojczyzny. Jednakże emigracja na dużą skalę w krótkim okresie czasu jest często, o ile nie zawsze, wstrząsem dla systemu gospodarczego. Porównać to można do oddania standardowej ilości 250 ml krwi. Jest to tylko ułamek w stosunku do całej ilości posiadanego przez człowieka tego płynu ustrojowego, lecz na tyle duży, aby organizm doznał szoku. Powrót do równowagi wymaga większej troski o własne ciało oraz czekolady :)

źródło: link

Wyjazd milionów Polaków sprawia, że kraj nie tylko traci zasoby ludzkie niezbędne, a nawet kluczowe w rozwoju gospodarczym, ale co więcej powoduje tym samym, że szybkość obiegu pieniądza maleje. Aby gospodarka mogła się rozwijać w tym samym tempie, szybkość obiegu pieniądza nie powinna maleć. Jeśli więc liczba konsumentów maleje, to maleje liczba transakcji kupna-sprzedaży. Aby utrzymać tempo wzrostu obywatele pozostający w kraju powinni wydawać więcej, aby podtrzymać szybkość obiegu pieniądza.

Ale czy jesteśmy w stanie wydawać więcej i częściej w sytuacji gdy wysokość zarobków nie jest w stanie dogonić cen produktów i usług?

Nie lada dylemat ma też rząd i administracja publiczna, na których wydatki pracuje w końcu całe społeczeństwo. Kiedy jednak obywatele emigrują, zmniejszają tym samym wpływy do budżetu. Wydatki rządowe z kolei nie ulegają adekwatnemu pomniejszeniu. Kto ma więc pokryć różnicę?

Teoretycznie jest to możliwe za sprawą zwiększenia podaży pieniądza. Jak wiadomo jednak rozwiązanie takie jest dobre na krótką metę i wiadomo czym się kończy. A najwięcej w tym temacie w ostatnim czasie ma do powiedzenia nie kto inny jak wujek Sam.