13 kwietnia 2015

Jak prosto wyjaśnić ekonomię cz. 1.

Kilka dni temu usłyszałem wypowiedź ministra Szczurka na temat przyszłych działań rządu w zakresie finansów. Odniosłem nieodparte wrażenie, że była to wypowiedź typu copy/paste. Kiedy trzeba pobudzić gospodarkę obniżamy stopy, kiedy chcemy ją ostudzić czynimy przeciwnie. Od lat ta sama śpiewka bez względu na to kto, kiedy i z kim. Wszystko wokół ciągłego niekończącego się wzrostu. Byleby tylko drukować. Chciałoby się rzec, że za plecami stoi Keynes i głośno się śmieje...

źródło: link
CZY WSPÓŁCZESNY CZŁOWIEK ROZUMIE PIENIĄDZ I EKONOMIĘ?

Zastanawiając się nad tym, doszedłem do wniosku, że współczesne społeczeństwa są w gruncie rzeczy uosobieniem groteski. Z jednej strony mamy dostęp do historii na wiele tysięcy lat wstecz, potrafimy czytać i pisać, posługiwać się zaawansowaną technologicznie maszynerią wszelkiej maści, zaś z drugiej...

... nic nie rozumiemy. Wszystko skomplikowaliśmy, zamiast uprościć. Włącznie z pojmowaniem ekonomii.

Dlaczego jest to istotne? Dlatego, że nie widzimy tego co nadciąga. Groteska polega na tym, że patrzymy i nie widzimy, słuchamy, ale nie słyszmy...

źródło: link

Czy można więc zrozumieć ekonomię bez znajomości ciężkostrawnej terminologii, rozbudowanych teorii oraz niezliczonej ilości tabelek i statystyk?

Problem polega na tym, że większość z nas nie chce rozumieć. I jest to w pełni zrozumiałe. Większości z nas nie jest potrzebna na przykład wiedza archeologiczna. Niby bowiem po co? A astronomiczna? Geologiczna? Wielu z nas nie zna nawet podstaw ojczystego języka i jakoś żyje. Znajomość starych artefaktów, prawidłowości ruchów planet czy wreszcie chemicznej struktury ziemi wcale nie wpływa na nasze finanse, zdrowie czy powodzenie w miłości...

Ale z ekonomią jest inaczej. Wiąże się ona ściśle z naszymi pensjami, a przeto z naszą zdolnością do opłacania rachunków, nabywania żywności, leków, ubierania i kształcenia dzieci, etc. Wiemy, że aby być zdrowym zimą należy wychodzić na zewnątrz ciepło ubranym. Ale nie wiemy, że aby nie stracić owoców swojej pracy (czyt. siły nabywczej pieniądza) w momencie kiedy politycy postanawiają pozbyć się długów przez dodruk papieru należy je zamienić na materialne aktywa. Ot, taka drobna różnica.

Pieniądz ma też dość wywrotny współcześnie aspekt. Jest nie tylko narzędziem, ale również "solą" dzisiejszej kultury. Zgłupieliśmy na jego punkcie, zaczęliśmy żywić przekonanie, że może on nas uszczęśliwić. Jednocześnie nasze życie prawdziwie stało się zależne od papierowego pieniądza. My sami z kolei widzimy w papierze nie narzędzie, lecz cel...

źródło: link

źródło: link


źródło: link

źródło: link

Tak więc ślepo podążamy za pieniądzem nie rozumiejąc go. Wychodzimy z założenia, że jedynie umysły akademickie są w stanie to zrobić.

EKONOMIĘ ZROZUMIEĆ MOŻE KAŻDY

Nie jest to oczywiście prawda, że rozumienie jest zarezerwowane dla profesorów. Nie trzeba być mechanikiem, aby umieć dostrzec, że nasz samochód szwankuje. Nie trzeba być lekarzem, aby odczuć, że coś złego dzieje się z naszym organizmem. Nie trzeba być ekonomistą, aby widzieć, że coś złego dzieje się z gospodarką i naszymi pieniędzmi. Ale kluczowy jest tutaj zdrowy rozsądek.

Współczesny jednak człowiek generalnie go nie posiada. Tak bardzo żyje w ideach stworzonych przez konsumpcyjną kulturę, że nic absolutnie on nie kwestionuje. Zaczął ufać "ekspertom" i "doradcom". Zaufał "certyfikatom". Powtarza bezmyślnie frazę "pewne jak w banku". Zachwycił się opakowaniem i zapomniał, że Na świecie nic darmo nie przychodzi.... Widzi to co kupić pieniądze mogą, a nie to co sprawia, że mają one wartość. Realny obraz sytuacji zaburzają mu niezrozumiałe dla większości pojęcia ekonomiczne, z których nawet te podstawowe nie są jasne ani na jotę. Np. PKB. Kto nie wierzy niech zapyta 10 znajomych i poprosi o definicję.

NIEROZUMIENIE ISTOTY PRACY PRODUKCYJNEJ

Zdrowa gospodarka to gospodarka PRODUKUJĄCA. Oczywiście istnieją zawody, które nie wspierają aktywności produkcyjnej danego społeczeństwa, np. historyk sztuki. Zawód taki jest potrzebny, ale może mieć sens, jeśli istnieją te, które umożliwiają produkcję dóbr. Nic nam bowiem z historyka sztuki, jeśli wcześniej tak on jak i my sami się nie najemy i nie wyśpimy. W tym samym rzędzie stawiam urzędnika, nauczyciela, a nawet samego prezydenta. Nic z ich głowy pożytku nie będzie, jeśli wcześniej nie wypełnią żołądka.

Każda gospodarka POWINNA działać na rzecz zwiększenia dostępności towarów i usług bez wywoływania uszczerbku na mieniu i zdrowiu innych ludzi.

Większość z nas tego nie rozumie, a jak dopiero wytłumaczyć to dziecku, które nierzadko spontanicznie pyta rodzica o to czym są pieniądze, czemu służą i co to jest gospodarka?

W skrajnych, aczkolwiek coraz liczniejszych przypadkach dzieci wzorują się na tym co widzą w MTV i grając w GTA. I tak latynoskie dla przykładu dzieci w życiu dorosłym chcą być gangsterami i żołnierzami karteli. Części z nich udaje się to już wcześniej.

źródło: link

Amerykański dream dzisiaj to oczywiście być tzw. celebrytą.

źródło: link

Czyż nie jest to groteskowe?

Z punktu widzenia ekonomii jest to nawet niebezpieczne. Gdyby każdy miał być celebrytą lub gangsterem to kto piekłby chleb, kto składał samochody na linii montażowej, kto zarządzałby elektrownią i dostarczał energię? Kto by sprzątał, a kto uprawiał? Któż chciałby się parać tak wstydliwą pracą jaką jest praca fizyczna?

Nie wiem kim chcą być dzieci w Polsce, ale gdybym miał być przewrotny i ironiczny to zapewne postawiłbym na urzędników.

Jak nietrudno sobie wyobrazić, gdyby umieścić na bezludnej wyspie 10 celebrytów to wnet umarliby oni z głodu, gdyż błyskiem złota nikt nikogo by nie nakarmił. Gdyby zrobić to samo z gangsterami to wnet by się wybili. Gdyby stworzyć społeczeństwo z samych urzędników... Bóg jeden wie ile przepisów zostałoby stworzonych dla próżnego "uporządkowania" koegzystencji przedstawicieli tego gatunku, zanim zmuszeni by zostali do jedzenia papieru.

Aby możliwe było przetrwanie konieczne byłoby produkowanie dóbr. Dóbr realizujących podstawowe potrzeby: żywność, odzież, budynki mieszkalne. Nie narkotyki i broń, nie rozrywkę i kapelusze z lisiego futra i zdecydowanie nie przepisy, regulacje i tony papierów, na których byłyby one wydrukowane.

Paragrafy, narkotyki i błaznowanie nie zapewniają przetrwania. Przetrwanie zapewnia pokarm, płyny, odzież i schronienie. To jest podstawa życia i fundament gospodarczego rozwoju.

O ile w Biblii na początku było słowo, o tyle w ekonomii na początku jest towar. Zapewne to mieli na myśli sprytni żydzi, którzy mawiali dawniej:

Kto ma towar ten ma pieniądz.

Ale czasy się zmieniły i choć wciąż towar jest podstawą gospodarki to profit zgarnia nie ten kto produkuje - tak jak dawniej to miało miejsce - lecz ten, który drukuje.

Większość z nas tego nie rozumie. Staliśmy się naiwni. Zaczęliśmy wierzyć w PKB, oficjalne wskaźniki inflacji oraz inne statystyki, zamiast myśleć o podstawie dobrobytu. Daliśmy wcisnąć sobie keynesowski kit, zgodnie z którym pieniądz jest ponad towarem.

A dobrobyt to nie tyle dobry byt, co również byt dóbr. Czyli towarów.

Ale nasz brak rozsądku to nie tylko ufność w media. Obserwacja mówi, że generalnie słabo jest z człowiekiem ostatnio. Kiedy ludzki organizm daje nam sygnał ostrzegawczy w postaci bólu, co robimy? Zażywamy painkiller, choć należałoby iść do lekarza. I robimy to masowo. Świadczy o tym liczba aptek (proszę sobie przypomnieć ile było aptek 20 lat temu przy tej samej, a nawet liczniejszej populacji). Kiedy nie mamy pieniędzy na konsumpcyjny kaprys, to co robimy? Bierzemy chwilóweczkę i zwiększamy zniewalające nas zadłużenie, zamiast spróbować zwiększyć dochód i wydajność pracy.

źródło: link

Kończy się to różnie, nierzadko jak poniżej.

źródło: link

Przykłady można mnożyć.

Mój ulubiony to współczesny marketing. Wierzymy, że 10% gratis jest naprawdę gratis. Wierzymy, że 3. produkt przy kupieniu dwóch naprawdę jest za darmo. Kupujemy wreszcie ten sam produkt, w tej samej gramaturze, ale w tym opakowaniu, które jest wizualnie dwa razy większe niż konkurencyjny produkt*. Mówiąc starą gwarą, współcześni marketingowcy i specjaliści od reklamy biorą nas tak pod bajer jak i pod pic.

Jeśli te same triki się sprawdzają od lat, to znaczy, że coś z nami nie gra...

źródło: link

Dlaczego jesteśmy naiwni? Bo nie będąc głodnymi jesteśmy leniwi. Kupujemy na kredyt i jakoś się żyje. Ale kiedy więcej się je niż produkuje to w pewnym momencie pojawić się musi deficyt.

Tyle tytułem wstępu/części I.

Czas na meritum.


* Istnieją badania, które dowodzą, że preferujemy kupić przedmiot, który kosztuje 120zł i ma 10% zniżki, aniżeli ten, który kosztuje 100 zł i nie ma żadnego rabatu.

1 komentarz:

  1. To zadziwiające, że zawody zapewniające naszą egzystencję cieszą się najmniejszym szacunkiem. Piekarz, murarz, krawiec, rolnik, mechanik, robotnik. W tym kontekście socjalizm nie był taki głupi wspierając rozwój takich zawodów.

    W krajach, gdzie każdy marzy o byciu maklerem, prawnikiem, menadżerem, analitykiem, urzędnikiem powoli powiększa się warstwa społecznych nierobów. Bo ilu urzędników czy prawników potrzeba do sprawnego działania państwa?

    Ile procent społeczeństwa może pracować w zarządzaniu i usługach zanim kraj się ekonomicznie zawali? 30%? 50%? 70%? Można outsourcować produkcję za granicę, kupować chińskie ubrania, komputery, samochody... Sprowadzać przetworzoną żywność itp. Ale pewnych rzeczy nie da się zrobić zdalnie. Kto wyremontuje nam mieszkanie, dowiezie pizzę czy posprząta ulice?

    W pewnym momencie ceny usług zaczynają rosnąć bo ludzi do prostych prac jest mało. Tą fazę przeżywają już kraje zachodu - słychać narzekania, że usługi są drogie.

    Ciekawe jak będzie wyglądała następna faza. Hiperinflacja jak z książki "kiedy pieniądz umiera"? Czy zobaczymy urzędników przymierających głodem jak niemcy w 20-leciu międzywojennym?

    OdpowiedzUsuń