Oczywiście, że nie jest. Ale, żeby to zrozumieć należy uświadomić sobie pewne rzeczy. Dziś proste wyjaśnienie tego, dlaczego osoby, które uchodzą za kapitalistyczne świnie nie są nimi i co dobrego robią dla innych...
źródło: link
Większość z nas myśli jednak tak potężnymi uogólnieniami, że rozpocząć należy od pewnego wyjaśnienia. Pisząc o kapitaliście piszę o jednostce, która dąży do zarobienia jak największej ilości pieniędzy. W uproszczeniu. Czy jest to złe czy dobre w sensie uniwersalnym i etycznym każdy może ocenić sam. Na poziomie społecznym, póki człowiek nie czyni złego drugiemu w żaden sposób dążenie do zdobycia bogactwa nie jest złe. Jest to jego własna osobista sprawa czy chce sprzedać duszę diabłu czy nie. Wszelkie hasła typu "Kapitalizm jest zły" to komunikaty emocjonalne, które wyrażają frustrację i uprzedzenia tych, którzy je głoszą. Stąd, póki nie są uzupełnione logiczną argumentacją nie mają racji bytu w sensownej dyskusji nt. kapitalizmu.
Rzecz numer 2. Kapitalizm ma wiele wspólnego z leseferyzmem. Termin ten pochodzi z francuskiego - laissez faire - i oznacza "pozwól czynić". W gruncie rzeczy był podłożem liberalizmu gospodarczego, który zaczął się urzeczywistniać w XIX wieku. Krótko rzecz ujmując: im mniej rząd się wcina w działania przedsiębiorców tym lepiej dla wszystkich. Podkreślę raz jeszcze, póki nikt nie czyni drugiemu krzywdy, póty kapitalista nic złego nie robi. Wyzysk robotników tak często przypisywany kapitalistycznym pijawkom nie jest charakterystyczny dla kapitalisty sensu stricto, lecz dla osób popsutych moralnie i wykorzystujących obowiązujący system. Co więcej, kapitalista nikogo nie zmusza do pracy. Jeśli to robi to postępuje jak w systemie uznającym niewolnictwo. Nikt też mnie nie zmusza do pracy w wielkiej sieciówce za 1200 zł na miesiąc. Jeśli się na to godzę to jest to mój wybór.
Oto nasze prymitywne społeczeństwo, w którym każdy z jego uczestników ma swój jeden produkt i jednostkę pieniężną (monetę):
Jeden z uczestników kierowany żądzą zysku, ale i posiadający silny kręgosłup moralny postanawia podjąć działania, dzięki którym będzie mieć więcej pieniędzy niż inni. Można też rzec, że jest uosobieniem leseferystycznej myśli, a więc nie tyle chce mieć więcej pieniędzy, ile dzięki nim zredukować dyskomfort życia w bieżącym systemie. W gruncie rzeczy, charakteryzuje to każdego z nas, z tą jednak różnicą, że jednego zadowala M2, zaś inny dąży do własnego domu i corocznych wakacji na Honolulu. Gdyby było inaczej, człowiek nie dążyłby do podniesienia standardu życia. Na upartego moglibyśmy myć się na podwórku, a jedne z potrzeb niższego rzędu załatwiać w wychodku, a nie toalecie wewnątrz budynku. Moglibyśmy też zamiast lamp elektrycznych stosować naftowe, a przemieszczać się furmanką, nie samochodem. Postęp i chęć podniesienia standardu życia idą ze sobą w parze. Dążymy do tego, aby zredukować szeroko pojęty dyskomfort, czy to się nam podoba czy nie. Rasowy kapitalista często jest taką osobą.
Tak więc oto kapitalista i jego produkt. Aby uniknąć nieporozumień wynikających z niesłusznych pejoratywnych konotacji słowa "kapitalista" oznaczam naszą żądną zysku jednostkę literą P i określam mianem przedsiębiorcy.
Owocem pracy naszego przedsiębiorcy jest ubranie. Ciepły kubraczek, potrzebny każdemu innemu członkowi społeczeństwa. Jego wartość to jedna jednostka pieniężna.
Nasz przedsiębiorca nie chce mieć już jednej monety. Chce mieć więcej. Na chwilę bieżącą sytuacja w naszym społeczeństwie ma się następująco:
Skoro nasze społeczeństwo ma 10 osób i 10 monet (podaż pieniądza na razie jest stała, a więc mamy coś na kształt standardu metalu szlachetnego), zaś przedsiębiorca chce mieć monet w ilości np. dwie, siłą rzeczy dochodzimy do wniosku, że ktoś poza nim będzie musiał mieć mniej niż jedną jednostkę pieniężną.
Co może zrobić nasz bohater?
a) zabrać innemu. Nie czyni tego jednak. Dlaczego? Dlatego, że brzydzi się wszelką formą zabierania innemu, tym bardziej, że tamten sam na to pracował. Jednostki dopuszczające się tak plugawych czynów opisywał już Bastiat. Przypomnijmy co pisał na ten temat:
Człowiek odczuwa wstręt do trudu i cierpienia. Tymczasem natura skazuje go na cierpienie z powodu niedostatku, jeśli nie podejmie trudu pracy. Pozostaje mu zatem jedynie wybór pomiędzy tymi dwiema nieprzyjemnymi rzeczami. Co zrobić, żeby ich obu uniknąć? Jest tylko jeden sposób, i nie będzie innego: korzystać z pracy bliźnich.
b) wypracować. Rzecz szlachetna, o której pisał m.in. Tadeusz Kotarbiński i który wskazywał na pożytki płynące z zamiłowania do pracy:
Chodzi o to, aby człowiek z ochotą robił to, co robić musi, by tego, co robić musi, nie robił tylko dlatego, że musi, by to, co robić musi, robił z pełnym upodobaniem i oddaniem.
Przyjmijmy wariant a), czyli przedsiębiorca zabiera siłą lub podstępem innemu*. Mamy co poniżej:
W tej sytuacji, ani nie zwiększyła się ilość dóbr, ani nie zmieniła ich cena. Każdy produkt dalej kosztuje średnio 1 monetę.
Zysk gospodarczy jest zerowy. Mamy za to moralny upadek jednej z jednostek oraz poszkodowanie innej. Niestety, czyniąc w tym miejscu dygresję, ale podatki mają właśnie podłoże rabunkowe, o jakim mowa. Kiedyś do tego wrócę i podam przykład historyczny rodem z ziem polskich.
Przejdźmy do wariantu b), tj. przedsiębiorca postanawia pracować więcej, czyli czynić co czyni: SZYBCIEJ, WYDAJNIEJ, LEPIEJ. Optymalizuje, maksymalizuje, rozwija! Zamiast jednego kubraczka w tym samym czasie, szyje dwa!
Co mamy?
Co to znaczy dla gospodarki? Wzrost podaży dóbr przy zachowaniu stałej podaży pieniądza. Innymi słowy prowadzi to do zdrowej deflacji, wynikającej ze wzrostu gospodarczego! Mamy 11 produktów i 10 jednostek pieniężnych. Średnia cena produktu wynosi teraz nie 1, lecz 10/11 = 0,909! Siła nabywcza pieniądz wzrosła! Za tą samą kwotę można kupić teraz więcej!
Tak w wielkim uproszczeniu wygląda kapitalizm. Kapitalista/przedsiębiorcą u zarania swojego postępowania wziął los w swoje ręce i zwiększył produkcję. Wykorzystał swoje potencjały i dzięki wydajniejszej pracy zdobył więcej pieniędzy, o co mu chodziło, a jednocześnie zwiększając podaż dóbr obniżył ich cenę, co było z korzyścią dla innych.
Co wspólnego ma z tym złoto? Bardzo wiele.
Przyjmijmy, że mamy do czynienia z sytuacją, w której naszą mikrogospodarkę zalewa złoto w ilości 10 monet. Innymi słowy dochodzi do podwojenia monet w obiegu. Sytuację taką historię zna doskonale. Ot, choćby za sprawą plugawych czynów hiszpańskich konkwistadorów, których zamiłowanie do mordu oraz rabunku złota i jego późniejsze przetransportowanie na Stary Kontynent spowodowało nie co innego jak inflację cenową.
Zatem:
Jak się mają ceny w takim "BOGATSZYM W PIENIĄDZ AŻ DWUKROTNIE" społeczeństwie?
Oczywiście mają się podwójnie.
Ale to nie wszystko. Należy podkreślić, że w przypadku złota ceny rosnąć nie mogą w nieskończoność. Dlaczego? Oczywiście, jak nie trudno się czytelnikowi domyśleć, dlatego, że jego podaż jest OGRANICZONA.
Wreszcie jakiego pieniądza stosowanie umożliwia, aby ceny mogły poruszyć się nieskończenie w górę? Oczywiście takiego, którego podaż jest nie ograniczona. Jaki to pieniądz? Papierowy oraz elektroniczny! Innymi jeszcze słowy: pieniądz bez pokrycia w rzeczy ograniczonej ilościowo.
W kapitalizmie, w którym istnieje ograniczona podaż pieniądza, zaś sam dążący do zysku przedsiębiorca posiada kręgosłup moralny oraz motywację do pracy produkcyjnej, dobrobyt, czyli byt dóbr może się jedynie zwiększać z korzyścią dla wszystkich.
Rozpatrzmy jeszcze scenariusz z jednostką, która nie produkuje namacalnego dobra. Może to być urzędnik lub beneficjent ustroju socjalistycznego, zgodnego z mającym swoje uzasadnienie w myśleniu sprzed kilku dekad, które brzmiało: Czy się stoi czy się leży trzy tysiące się należy!**
Tak więc do naszego społeczeństwa dołącza urzędnik/"beneficjent". Jego produkt wygląda z punktu widzenia podaży przydatnych człowiekowi dóbr następująco:
Jako że taką jednostkę utrzymuje reszta społeczeństwa mamy 10 jednostek pieniężnych oraz 11 ludzi. Daje nam to średnio na jednego uczestnika naszej mikrozbiorowości 0,90 jednostki pieniężnej.
Ceny dóbr są wciąż na tym samym poziomie (10 produktów, 10 monet, cena = 1), ale dzięki urzędnikowi/beneficjentowi, na którego KLASA PRACUJĄCA łoży grosz, każdego stać na... tak! coraz mniej. Obywatel nie ma już 1 jednostki pieniężnej, lecz jedynie 0,9.
Kiedy zwiększymy ilość urzędników o dwa nie trudno się domyśleć ile zostaje klasie pracującej.
Tyle na temat kapitalizmu banalnie wytłumaczonego.
OKAZJA
A dla czytelników bloga promocyjna oferta. Być może na prezent, komunię, urodziny, podziękowanie w pracy lub inną uroczystość, szkatułka srebra w cenie 890 zł.
Cena obejmuje piękną szkatułkę wykonaną z drewna lakierowanego na wysoki połysk, 10 sztabek, 10 kapsli, ręcznie robione z metalizowanego papieru pudełko na szkatułkę oraz przesyłkę! Ilość ofert ograniczona.
Jako że oferta nie jest dostępna na stronie internetowej naszego sklepu zamówienia i zapytania proszę kierować bezpośrednio na sklep@mennicainwestycyjna.eu.
Wystawiamy dla firm faktury z pełnym 23% VAT.
Wystawiamy dla firm faktury z pełnym 23% VAT.
* Współczesne społeczeństwa zachodnie wyspecjalizowały się w rabunku niejawnym. Dawniej zawłaszczenie mienie miało charakter prymitywny, agresywny, fizyczny i bezpośredni. Dziś, kiedy jesteśmy bardziej "ucywilizowani" robimy to w sposób bardziej zamaskowany. I tak mamy nadmiar podatków, cyberprzestępstwa, sztuczki prawne, legalną, bazującą na cudzej naiwności lichwę, itd.
** Powiedzenie te pokazuje głupotę, nikczemność i skrajną niesprawiedliwość systemu sprzed lat. Było to głupie i niemoralne. Jednostki pracujące były okradane, zaś bezproduktywne niesłusznie nagradzane. Wszelkie myślenie typu "Za socjalizmu miałem dobrze, bo i robota była i na wakacje zakład co roku wysyłał" uważam za płytkie i charakteryzujące jednostkę szkodliwą społecznie. Wszystko co daje mi państwo, musi wcześniej komuś zabrać. Z pustego i Salomon nie naleje, Logika socjalistyczna pokazuje, że wielu obywateli tego nie rozumiało.
W naszym modelu społeczeństwa brakuje mi kilku elementów.
OdpowiedzUsuń1. Praca. Ktoś może nie posiadać żadnego dobra ale świadczyć usługi. Np. remontowe, lekarskie, inne. W społeczeństwach od zawsze istniały usługi. Nie każdy, kto nic nie produkuje jest darmozjadem.
2. Czas. Społeczeństwo nie jest statyczne. Kto posiada chleb, w końcu go zje. Kto posiada buty w końcu je zużyje. Naturalny jest przepływ dóbr, ich zużycie i powstawanie nowych.
3. Rozwój. W erze informacji jest duża ilość dóbr niematerialnych, które faktycznie są dobrami. Sztuka, oprogramowanie, wiedza. Mają swoją wartość, taką, jaką cenę ktoś jest gotów za nie zapłacić.
To prowadzi do pytania - jak we współczesnej gospodarce wyglądałby standard złota (czy innego pieniądza, którego nie da się dodrukować)? Gospodarka rośnie, czy ceny będą spadać? Jeśli ceny będą spadać to cyrkulacja pieniądza będzie ograniczona - ludzie będą odkładać zakupy na później i oszczędzać. Czy może to doprowadzić do dużej koncentracji kapitału wśród jednostek, które mogą pozwolić sobie na oszczędzanie?
Ja mam tylko jedno pytanie, skąd kraj, który naturalnie nie ma złota, miałby je wziąć ? To mnie ciekawi
UsuńMoże je wziąć jedynie z wymiany handlowej. Wyobraźmy sobie, że jeden kraj ma prawie wszystko co potrzebne do życia z wyjątkiem złota (słodką wodę, antracyt, ropę, wieprzowinę, żyzną glebę, bursztyn, sól, itd.), zaś drugi żyje na martwej niemalże pustyni, ale ich zasoby złota to ho ho i jeszcze trochę...
UsuńPierwszy z krajów chcąc zwiększyć wydajność swojej gospodarki potrzebuje złota. Drugi chcąc przetrwać potrzebuje surowców. Obie nacje dokonają wymiany handlowej.
Jeśli więc dany kraj nie ma złota to musi na nie zapracować produkcją dóbr.
Współcześnie wiele krajów, które dysponują potężnymi zasobami złota wcale nie miały ich w sposób naturalny szczególnie dużo. Wystarczy tu wymienić Niemcy, Francję, Szwajcarię, Włochy.
Drugi sposób pozyskania złota jest stary jak świat. To po prostu grabież. Przykład? Złoto Kadaffiego.