21 grudnia 2011

Czy rząd zmniejszy deficyt publiczny?

W przedostatnim poście pisaliśmy, że obserwacja i badania rynku dowiodły, że deficyt publiczny zmniejszał się w 70% dzięki redukcji wydatków i tylko w 30% dzięki podniesieniu podatków. Rząd opodatkował ostatnio KGHM i dzięki temu zainkasuje sporą ilość pieniędzy. Zdaniem Ministerstwa Finansów w samym 2012 roku KGHM będzie zobowiązany odprowadzić podatek w wysokości 1,8 mld złotych. W pierwszych trzech kwartałach 2011 KGHM zarobił ok. 7,5 mld złotych. Nie jest więc trudno obliczyć, że nowy podatek nie będzie mniejszy niż ok. 25-30%. Tak więc podatki podniesione, bierzmy się za redukcję wydatków...

Deficyt budżetowy w Polsce od 1991 roku. źródło: link

... tu już jednak sprawa nie jest prosta. A szkoda, bo po raz kolejny wprowadza szarego Kowalskiego w skrajną konsternację... Zaraz, zaraz, jeśli rząd podniósł podatek, to dlaczego nie redukuje wydatków?

O jakim braku redukcji wydatków myśli Kowalski? O tym np. tutaj.

Nasz szary Kowalski nie jest wprawdzie tak wyedukowany, oczytany i mądry jak osoby decyzyjne w naszym kraju, za to jest z całą pewnością dociekliwy i zadaje kolejne pytanie: Na co właściwie wydawane są  głównie moje ciężko zarobione pieniądze?

źródło: link

Odpowiadając na pytanie Kowalskiego: NA RÓŻNE ROZLICZENIA.

Cóż, nie pozostaje Kowalskiemu nic innego jak obserwować poczynania rządu, który zdążył już podnieść podatki, a teraz planuje ograniczyć wydatki. W sytuacji rosnącego deficytu wcześniej czy później należy to zrobić, ponieważ może doprowadzić to do bankructwa.

Historia pokazuje, że kraje, które były zadłużone i nie były już w stanie spłacić swoich długów, albo bankrutowały albo próbowały spłacić swoje długi poprzez wywołanie hiperinflacji. Ani jedno ani drugie Kowalskiemu nie odpowiada. Pamięta on jednak o jednej rzeczy: w czasie hiperinflacji pieniądz papierowy zaczyna "parzyć", zaś towary zaczynają być walutą...

20 grudnia 2011

Jak spłaca się duże długi?

Na postawione w tytule pytanie odpowiedź jest prosta: zaciąga kolejne. Tak właśnie próbuje rozwiązać sytuację kryzysu w UE Parlament Europejski i inne powiązane z nim instytucje. Czy to ma sens? Czy dług spłaca się poprzez zaciąganie kolejnego? Ile w końcu kto pożycza? I czy jest to w ogóle legalne?

źródłó: link

W zasadzie zaciągnięcie nowych pożyczek ma sens o ile nowy dług zaczyna się szybciej spłacać. Matematycznie na to jak najbardziej sens. W takiej sytuacji kraje zadłużone oczywiście muszą mniej konsumować, mniej wydawać i przede wszystkim więcej pracować lub jak to mogą określać przedstawiciele szkoły austriackiej, produkować. Z psychologicznego punktu widzenia zmiana ta jest jednak zbyt dużym szokiem, aby ludzie mogli jej dokonać. Jest niemalże niemożliwe, aby człowiek, który przez lata żył w dobrobycie, nagle w świetle sytuacji kryzysowej dobrowolnie stwierdził i postanowił się wyrzec swoich wygód i sposobu życia, który odpowiadał "standardom europejskim".

Jeśli uwzględnimy, że zadłużenie krajów takich jak Portugalia, Irlandia czy Grecja wynosi ponad 100% PKB to w chwili bieżącej musieliby oni wszystko co zarobią oddać na spłatę długów i wciąż byłoby mało. A pozostają jeszcze potrzeby bytowe, jak chociażby prozaiczne jedzenie...

Zdaniem ekonomistów cała operacja może się udać. Niestety szary Kowalski nie rozumie tego co mówią mądrzy finansiści i politycy (którzy swoją drogą doprowadzili do sytuacji bieżącej) i wciąż się zastanawia... po co pożyczać pieniądze komuś, kto nie będzie w stanie ich zwrócić?

Jak to się w końcu przełoży na ceny metali szlachetnych? Jeśli operacja ratowania Europy się nie powiedzie, a do tego dojdzie kryzys Stanów Zjednoczonych, inwestorzy tradycyjnie zwrócą się ku temu co bezpieczne, a więc metalom szlachetnym.

17 grudnia 2011

Jak zarobić duże pieniądze?

Ministerstwo Finansów pokazało nam w jaki sposób zarabia się duże pieniądze. Czy chwalić? Ocenę trzeba wysunąć samemu, ale przyjrzyjmy się wpierw sytuacji bliżej...

źródłó: link

W ostatnich dniach KGHM został objęty nowym podatkiem, dzięki któremu rząd zbije krocie. Wraz ze wzrostem cen metali wzrośnie podatek, który spółka będzie zobowiązana Państwu oddać. Przy dzisiejszych cenach metali szlachetnych będą to sumy bajońskie.

Sprawa ma różne aspekty. Z jednej strony miedź i srebro (głównie) oraz złoto wydobywane przez KGHM to wciąż polskie metale, jako że pochodzą z głębi polskiego gruntu i zdaniem niektórych spółka powinna się zyskami z wydobycia podzielić co nieco. Z drugiej jednak, rząd chcąc pozyskać pieniądze wymyśla kolejne podatki, które pomogą mu niejako załatać dziury i spłacić długi. Dobrze prosperująca spółka nie narzeka na brak pieniędzy, więc czemu nie? Być może pomogą spłacić długi państwa. Ale czy na pewno?

Niech szczypta faktów przemówi sama za siebie:

Analiza doświadczeń krajów, w których miały miejsce największe redukcje długu publicznego w relacji do PKB pozwala na sformułowanie pewnych ogólnych wniosków. Po pierwsze, ponad połowa spadku relacji długu publicznego do PKB w krajach rozwijających się wynikała z szybkiego wzrostu PKB, a w ok. 1/3 - ze zmniejszenia deficytu finansów publicznychPo drugie, trwały spadek deficytu finansów publicznych wynikał średnio w 70% z redukcji wydatków publicznych, a jedynie w 30% ze wzrostu podatkówPo trzecie, w krajach rozwiniętych niemal cała redukcja długu publicznego w relacji do PKB wynikała ze spadku deficytu finansów publicznych, na który w mniej więcej równych proporcjach złożyły się spadek wydatków i wzrost podatków.


Tekst dostępny w całości tutaj. Na koniec warto dodać, że rząd potrafi jak nikt nałożyć nowe podatki, niestety gorzej wychodzi mu redukcja wydatków publicznych, o czym pisaliśmy już wcześniej (i to na pewno nie jako pierwsi). Podatek nałożony. Teraz czekamy na redukcję wydatków...

Pozostaje jeszcze pytanie: jak to się przełożyć może na metale szlachetne? W prawdzie ceny metali ustalają rynki londyński oraz nowojorski, ale opodatkowanie KGHMu nie może być obojętne wobec ustalania cen metali. Jeśli kopalnie będą opodatkowywane w wielu krajach w coraz większych stopniu to jednym z prawdopodobnych tego konsekwencji będzie wzrost cen metali szlachetnych. I choć zabrzmi to banalnie, to czy rząd nie pomaga w tej sytuacji zarabiać posiadaczom metali?

14 grudnia 2011

Sens wydawania pieniędzy w kryzysie

Dziś krótki przegląd prasy internetowej. Na serwisie rp.pl pojawił się tekst poświęcony przedświątecznym zakupom. Chodzi o tzw. Czarny Piątek, w trakcie którego Amerykanie oddają się szałowi zakupowemu. Czy to ma sens? Cóż, pytanie powinno brzmieć "czy jakikolwiek szał ma sens"? Ale o tym za chwilę...


źródło: link

Póki co warto przypomnieć sobie jedną z rzeczy, które mówi Peter Schiff (dla nie poinformowanych człowiek, który przewidział m.in. kryzys ostatnich lat): gospodarka rozwija się wtedy kiedy ludzie pracują i produkują oraz oszczędzają. Nie można więcej wydawać niż się zarabia. Innymi słowy: jeśli ktoś więcej wydaje niż zarabia to ostatecznie musi zbankrutować. Aby zobrazować to co mamy na myśli rzućmy okiem na bieżącą sytuację w południowej Europie...

Zgodnie z dzisiejszymi danymi dług Grecji wynosi 157% PKB. Prosto rzecz ujmując, oznacza to, że to co Grek wyprodukuje i sprzeda za wartość 100€ oddaje, a do tego wciąż będzie jeszcze winien 57€. Za wszystko co Grek zarobi musi spłacać długi. A co z życiem? Dług jego kraju rośnie więc szybciej niż zdolność jego spłaty. Czy jest więc sens pożyczać takiemu dłużnikowi kolejne pieniądze?

Wróćmy jednak do naszych Amerykanów. W przytoczonym tekście na serwisie rp.pl czytamy relację pewnego małżeństwa:

Chcemy kupić 42-calowy telewizor Sharpa za 200 dolarów i laptopa Toshiby za 350 dolarów. Normalnie musielibyśmy wydać dwa razy więcej - opowiadali „Rz" Michelle i Aaron Vrabel, młode małżeństwo, które na kilkanaście godzin zostawiło dzieci pod opieką dziadków. -  Przy takim stanie gospodarki, musisz liczyć każdego centa - podkreślała zaś Debbie Buchanan, która na liście zakupów miała między innymi garnki i poduszki

Kiedy kraj tonie w długuinflacja rośnie coraz szybciej, krach wisi w powietrzu, jest sens kupować nowy telewizor, nawet po przecenie? Czy kiedy trzeba zaciskać pasa, istnieje jakikolwiek sens aby hulać jeszcze bardziej?


Analitycy z Mastercard SpendingPulse szacują, że w tym roku Amerykanie mogą wydać w Czarny Piątek ponad 20 mld dolarów. Według ich danych w zeszłym roku kupujący wydali tego dnia - zarówno w tradycyjnych sklepach, jak i w Sieci - 19,3 mld dolarów, o 4 proc. więcej niż w 2009 roku.
Wartość sprzedaży detalicznej podczas całego przedświątecznego sezonu ma według prognoz NRF wynieść 465,6 mld dol., czyli o 2,8 proc. więcej niż przed rokiem. W 2010 roku wartość sprzedaż wyniosła 452 mld i była wyższa o 5,2 proc. niż rok wcześniej.

13 grudnia 2011

Wbrew logice

W prawdzie politycy pięknie mówią i wszystko potrafią wyjaśnić jak nikt inny dlaczego w Unii jest kryzys, a obywatele doświadczają tego konsekwencji. W końcu są fachowcami i właśnie dzięki temu, że znają się taaaak dobrze na swojej pracy zajmują takie a nie inne stanowiska. Zwykli obywatele niestety nie rozumieją tych mądrych pojęć, którymi politycy operują, a oni z kolei wydaje się, że nie potrafią wytłumaczyć kryzysu finansowego prosto i jasno. Postawić więc należy pytanie w sposób niezwykle prosty, aby nie narazić się na otrzymanie zbyt skomplikowanej odpowiedzi....

żródło: link

Dlaczego ktoś kto sam tonie w długach po uszy ma oddawać swoje pieniądze innym ludziom?

Kryzys strefy Euro doprowadził do sytuacji, w której państwa członkowskie są nakłaniane do zrobienia "zrzutki", która niejako ma pomóc w wyjściu z kryzysu. I to właśnie jest wbrew logice. Dlaczego ktoś kto na własnym podwórku nie może poradzić sobie z zadłużeniem ma dodatkowo sponsorować innych?

Minister spraw zagranicznych Czech (na zdjęciu powyżej) zadeklarował, że jest za tym, aby Czesi partycypowali w sponsorowaniu Międzynarodowego Funduszu Walutowego. I to jest właśnie dziwne, ponieważ:
a. MFW z racji definicji ma ratować zadłużone kraje członkowskie, a nie być ratowanym
b. Karel Schwarzenberg twierdzi, że Czesi powinni "odpalić" MFW 3,5 mld €, podczas gdy sami w 2010 mieli dług w wysokości ponad 56 mld €, a w tym jest on jeszcze wyższy

Głos rozsądku zajął Vaclav Klaus, który stwierdził, że Czesi nie powinni pożyczać pieniędzy innym dłużnikom. A jak jest u nas?

Polska jest gotowa oddać do 10 mld € MFW. Uzasadnienia są doprawdy piękne i zgodne z najwyższymi wartościami, które leżą u fundamentów jedności Europy, tyle że prosty Kowalski wciąż nie rozumie... dlaczego ma pomagać krajom, które wpadły w długi na własne życzenie, a sam ma coraz mniej...

Polski dług publiczny na chwilę bieżącą wynosi ok. 180 mld €. Dług ten rośnie nieustannie. Dlaczego mamy więc sponsorować tych, których zegary długu publicznego rosną jeszcze szybciej?


30 listopada 2011

O długu

Kiedy człowiek siedzi po uszy w długach bank nie przychodzi do niego i nie próbuje mu wcisnąć pieniędzy, po to żeby ten naprawił swoją sytuację finansową. Ów bank wie po prostu, że jeśli ten człowiek pogrążył się w zobowiązaniach finansowych, to dalsze pożyczanie mu pieniędzy nie ma sensu. To tak jakby pożyczyć dłużnikowi pieniądze na spłacenie długu. Dług zostaje ten sam, a odsetki wciąż rosną. Czy to ma sens?

Dlaczego więc duże instytucje finansowe pożyczają kolejne pieniądze państwom, które są niewypłacalne? Oczywiście w oficjalnych mediach padają fachowe terminy typu "redukcja długu", "emisja obligacji", "integracja fiskalna", "pakt stabilności", "radykalna reforma finansów", itd. Dlaczego nikt nie powie wprost, że rządy wydały więcej niż mogły, a teraz walcząc z negatywnymi tego konsekwencjami chcą aby ktoś im pożyczył kolejne pieniądze na spłatę zaciągniętych długów? Dlaczego nikt nie tłumaczy, dlaczego zegar długu publicznego wciąż rośnie?

Istnieją instytucje, którym zależy na tym, aby długi rosły. Czasem są to banki centralne, czasem korporacje, czasem rząd. Mechanizmy tego typu zostały opisane przez John'a Perkins'a w odważnej i wstrząsającej moralnie książce HITMAN Wyznania ekonomisty od brudnej roboty.

źródło: link

Ludzie usytuowani na szczytach piramidy ekonomicznej zyskują najwięcej, ale zamożność milionów pozostałych również zależy - bezpośrednio lub pośrednio - od wykorzystywania krajów słabo rozwiniętych (...) Zadłużenie z tytułu pomocy zagranicznej sprawi, że dzisiejsze dzieci, a nawet wnuki tych dzieci, staną się zakładnikami
Fragment książki : Hitman Wyznania ekonomisty od brudnej roboty, Warszawa 2006

Od wielu miesięcy toczy się bój o Grecję. Kraj ten jest bankrutem, obywatele sprzeciwiają się zaciąganiu kolejnych długów przez Państwo. Dlaczego więc rząd grecki przyjął kolejne 130 miliardów € "pomocy" finansowej? Czy pożyczanie dłużnikowi ma sens?

28 listopada 2011

Ten się śmieje kto się śmieje ostatni

A dziś ostatni śmieje się Peter Schiff, którego wcześniej wyśmiewano, kiedy wskazywał na zbliżające się załamania rynkowe. Video sprzed kilku dni, ale wracające momentami do wywiadów z przeszłości, kiedy aroganccy "fachowcy" kpili z Schiff'a w sposób niezwykle jawny.


Do Schiffa będziemy wracać wielokrotnie, bo jak nikt potrafi on dobrze wytłumaczyć dlaczego gospodarki upadają, a surowce szlachetne drożeją. Jego zdaniem (i przede wszystkim szkoły austriackiej) gospodarka rozwija się, kiedy społeczeństwo produkuje i oszczędza. Stany Zjednoczone więcej wydają i importują, niż oszczędzają i produkują. Jest to jeden z powodów, dla których ich ekonomia kuleje (bardzo łagodnie rzecz ujmując).

Podobnie rzecz się ma na Starym Kontynencie. Ludzie żyli przez długie lata na kredyt, a to w końcu musiało się kiedyś skończyć. Kredyty konsumpcyjne, które przez lata były sowicie zaciągane, przeznaczano na zakup towarów pochodzenia... z reguły chińskiego. Ten kraj z kolei na brak pieniędzy nie narzeka. Dlaczego? Dlatego, że produkował i oszczędzał. USA oraz Europa wolą konsumować. A żeby nie być gołosłownym, przykład z naszego podwórka.

Ale nie tylko obywatele wydawali więcej niż mogli sobie na to pozwolić. Rząd i urzędy wydawały na "rozwój" administracjiwyborybadania naukoweośrodki rekreacyjne, dekoracje świąteczne, itd. Można by długo jeszcze wymieniać...

Wydaje się, że czara goryczy zaczyna się przelewać. Pytanie brzmi: kto za to wszystko zapłaci?

A na koniec zacytujemy Peter'a Schiffa:

You don’t drive an economy by consuming – the consumer is not the engine, the consumer is the caboose

27 listopada 2011

Światełko w tunelu

W prawdzie video sprzed kilku miesięcy, ale dobrze obrazuje pewne zjawiska polityczne. Nie często się  bowiem zdarza, aby polityk mówił prawdę, zwłaszcza tą, która jest dla jemu podobnych niewygodna. Przemówienie jednego z unijnych polityków napawa nadzieją, że jednak zakłamanie i eksploatacja obywateli musi znaleźć w końcu swój kres, a nastroje jak wiadomo od kilku miesięcy zmierzają ku skrajności...

Czapka z głowy przez Panem Bloom'em za jego słowa sprzed kilku miesięcy, które nawiązują m.in. do tego w jaki sposób reguluje się podaż pieniądza, a która z kolei ściśle związana jest z rynkiem srebra i złota. Szkoda tylko, że brakuje takich ludzi na naszym własnym, rodzimym podwórku...


26 listopada 2011

Refleksja ekonomiczna

Dziś zaczniemy od polskiego przysłowia:

Bodaj ten z piekła nie wyszedł, co pieniądze wymyślił


Nasuwa się pytanie o jakie pieniądze chodzi, no bo w końcu środek wymiany towarów i usług musi jakiś istnieć. We współczesnym społeczeństwie nie sposób wszystkiego załatwić barterem. Chodzi więc zapewne o taki pieniądz, którym się dzisiaj posługujemy, a który banki centralne drukują subiektywnie i w pełni arbitralnie...

Henry Hazlitt
źródło zdjęcia: link

Owo drukowanie pieniędzy jest jedną z przyczyn współczesnego kryzysu finansowego. Drukowanie pieniędzy w bezpośredni sposób przekłada się na wzrost cen, podczas gdy w zdrowo funkcjonującej ekonomii ceny powinny spadać a wartość pieniądza wzrastać. Oddajmy głos Henry'emu Hazlitt'owi, ekonomiście, który prawdziwie rozumiał przekleństwo nie mających pokrycia pieniędzy:

Z chwilą wzrostu podaży pieniądza ludzie posiadają więcej pieniędzy, za które mogą nabywać dobra. Jeśli w tym samym czasie ilość dóbr nie wzrośnie - albo nie wzrośnie w stopniu równym wzrostowi podaży pieniądza - ceny dóbr wzrosną (...) Posiadając więcej dolarów, ludzie cenią każdy z nich mniej. Prowadzi to do wzrostu cen dóbr, nie dlatego, że jest ich (dóbr) mniej niż przedtem, lecz dlatego, że dolarów jest więcej, a stąd są one warte mniej.
Cytat pochodzi z książki Hazlitta "Inflacja. Wróg publiczny nr 1" (Wydawnictwo Fijorr Publishing, Warszawa 2007)

Działaniem całkowicie sprzecznym wobec twierdzeń Hazlitt'a są tzw. Quantitive Easing, w ramach których w ostatnich latach wydrukowano w USA niewyobrażalne wręcz ilości papierowego dolara. Oczywiście ma to swoje echo w postaci wzrostu inflacji. Co więcej, dolar jako waluta, którą posługuje się niemalże cały świat, a który został osłabiony przez wspomniane działania, oddziałuje siłą rzeczy na globalną gospodarkę. Nie wiele wskazuje na to, aby sytuacja mogła się polepszyć. A w jej kontekście najlepiej może to oddać kolejne polskie przysłowie, które mówi:


Nic tak z dymem nie ulatuje jak pieniądze


23 listopada 2011

Dlaczego liczy się tylko namacalny metal?

W ostatnich dniach na Łotwie zapanował chaos. Powodem jest wstrzymanie pracy banku Latvijas Krajbanka. Dostęp do emerytur i pensji straciło ok. 80 tysięcy osób, posiadacze kart bankomatowych stracili możliwość pobierania gotówki, w wielu miejscach nie przyjmowano płatności tymi kartami. Chaos w pełnym tego słowa znaczeniu...



Sytuacja ta zmusza do różnorodnych refleksji. Jedna z nich zmusza do postawienia pytania, czy utarte w społeczeństwie powiedzenie "pewne jak w banku" jest wciąż aktualne?

W prawdzie na Łotwie mamy do czynienia z przywłaszczeniem pieniędzy klientów i w konsekwencji - z ramienia decyzji rządowych - "zamrożeniem" ich pieniędzy, nie mniej jednak cała sytuacja trąci co najmniej absurdem. I nie jest tu istotna przyczyna, ale sam fakt, że rząd potrafił zablokować dostęp do środków, które w końcu należały do obywateli. Czy w sytuacji kryzysu instytucje rządowe bądź sam bank może zablokować pieniądze lub depozyty klientów? A czemu by nie? Jeśli dla "dobra narodu", "dobra sprawy" rządy potrafią stosować różnego rodzaju represje, podwyżki podatków, regulacje swobody zachowania, to czemu nie miałyby blokować dostępu do tego co należy do obywateli? Historia pokazuje, że rządy nie tylko blokowały dostęp do własnych środków, ale potrafiły konfiskować mienie, ograniczać wolny rynek, zmuszać do odsprzedaży złota i srebra... a wszystko w imię dobra publicznego, walki z kryzysem, itd.

Czy może dojść do takiej sytuacji w Polsce? Czy może być tak, że nie będziemy mieć dostępu do własnych pieniędzy i innych zasobów, które wypracowaliśmy sobie przez wiele lat? Cóż... taki scenariusz wydaje się być dla wielu Polaków co najmniej mało prawdopodobny, ale czy rzeczywiście niemożliwy?

Podobna sytuacja to czas hiperinflacji, kiedy "pieniądze" nie mają siły nabywczej, a więc nie można nic za nie kupić. Można mieć 10 zer na koncie, ale zero i tak będzie zerem. W takich sytuacjach liczy się tylko namacalny towar. Niestety barter nie zawsze wchodzi w grę, toteż najlepszym środkiem wymiany staje się wówczas Prawdziwy Pieniądz, a więc metal szlachetny... nie ten papierowy, nie ten z "atrakcyjnej" lokaty, nie ten zdeponowany gdzieś daleko w Szwajcarii, ale ten który można wziąć do ręki.

A inflacja w Polsce jak przyśpieszała tak przyśpiesza.

21 listopada 2011

Czemu srebro osiągnie zawrotne ceny? Część 2

Dziś kolejna refleksja nad perspektywą cen srebra....

Zdążyliśmy już wspomnieć, że srebro może pełnić rolę pieniądza. I wciąż może tak być. Nie twierdzimy, że kryzys światowy zakończy się upadkiem walut papierowych, ale nie można wykluczyć takiej możliwości. W końcu dzieje się to od wielu lat...

źródło: link

W samej Polsce w ostatnim stuleciu mieliśmy 3 denominacje: 1924, 1950 i 1995. W samym XXI wieku denominacje miały miejsce m.in. w: Białoruś 2000, Turcja 2005, Rumunia 2005, Wenezuela 2008, Zimbabwe 2009, Korea Północna 2009. Zjawisko takie pojawia się w historii zorganizowanych społeczeństw regularnie. I choć za każdym razem służyć ma poprawie złej sytuacji, to jednak na błędach poprzedników politycy się nie uczą i stąd pewność, że w przyszłości będziemy świadkami kolejnych denominacji.

Standard złota został w prawdzie zniesiony całkowicie w USA w latach '70 XX wieku, lecz praktycznie metal ten wyszedł z obiegu już w 1933 roku. Samo srebro pełniło rolę pieniądza do późnych lat '60 XX wieku. I było ono w powszechnym obiegu. Pokazuje więc to jaką rolę metal ten odgrywał w systemie monetarnym. Francuskie l'argent oznacza tak "srebro" jak i "pieniądz". Można sprawdzić w słowniku.

Podobnie rzecz się miała w Polsce, gdzie obiegowe "mapki" miały potężne nakłady emisji na początku lat '70 ubiegłego wieku. Srebro nie było luksusem, było jednym z filarów systemu pieniężnego w naszym kraju.

Jeśli sytuacja na arenie polityczno - gospodarczej nie zostanie rozwiązana właściwie to będziemy mieć potężny kryzys. Meritum bieżących problemów UE oraz USA jest zadłużenie, którego nie można spłacić. Historia pokazuje, że w takich sytuacjach rządy chcąc spłacić rosnące długi puszczają w ruch drukarki i spłacają długi poprzez wywoływanie hiperinflacji. Kto na tym cierpi a kto zyskuje?

Cierpi przede wszystkim ten Kowalski, który zaoszczędzonych pieniędzy nie ulokował w rzeczach obiektywnie wartościowych, a więc towarach. Zyskuje ten, kto swoje pieniądze zamienił na benzynę, alkohol, papierosy, srebro, złoto oraz inne towary, których nie daje się łatwo kupić za popsute hiperinflacją pieniądze. Cóż, trąci to nieco katastrofizmem, ale takie jest właśnie oblicze hiperinflacji...

Wracając do meritum, złoto od zawsze stanowiło przedmiot "grubych" rozliczeń między bankowych i międzynarodowych. Srebro z kolei stanowiło prawie od zawsze pieniądz obiegowy. Jeśli kryzys monetarny pogłębi się na dobre, rządy będą rozważać powrót do standardu złota, gdyż ten zawsze pozwalał na stabilizowanie sytuacji. Kiedy jednak złoto osiągnie zawrotne ceny nie będzie się nim płacić za chleb. Już dziś trudno byłoby to zrobić. Przyjmując cenę chleba 2 zł i 6000 zł uncji złota musielibyśmy zapłacić za bochenek monetą zawierającą 0,010 grama złota. Srebro byłoby wówczas o niebo lepsze. I to jest właśnie ukryte oblicze srebra, o którym zapomnieliśmy na przestrzeni ostatnich 3 dekad. Standard złota to nie tyle standard złota co po prostu oparcie gospodarki na metalach szlachetnych. Gdyby doszło do takiej sytuacji srebro byłoby wówczas w doprawdy uprzywilejowanej sytuacji.

20 listopada 2011

Srebro a nieruchomości część 3

Czy będzie można kupić w Polsce kawalerkę za 10 garści srebra?

źródło: link

Na potrzeby tego wpisu przyjmujemy, że garść srebra to ni mniej ni więcej lecz 0,5 kilograma czystego metalu, a więc 16 uncji. Kilogram metalu jest właśnie w stanie zmieścić się w złożonych dłoniach dorosłego człowieka. Wiemy, sprawdziliśmy… 10 garści srebra daje nam więc 5 kilogramów srebra. Teraz przyjrzyjmy się cenom nieruchomości w Polsce (za przykład przyjmujemy Warszawę, gdzie rynek nieruchomości kwitł w ostatnich latach w najlepsze, źródło danych): 

A teraz szczypta informacji statystycznych z początku lat:

śr. cena m2 mieszkania
$
Ag w $
Ag w PLN
śr. cena m² w oz Ag
2002
3594 zł
3,95 zł
4,5 $
18,13 zł
198
2003
3892 zł
3,83 zł
4,6 $
17,84 zł
218
2004
4341 zł
3,73 zł
5,9 $
22,23 zł
195
2005
4879 zł
3,01 zł
6,3 $
19,23 zł
254
2006
7354 zł
3,26 zł
9,0 $
29,47 zł
250
2007
8659 zł
2,88 zł
13,0 $
37,46 zł
231
2008
9380 zł
2,45 zł
14,9 $
36,57 zł
256
2009
8934 zł
2,99 zł
11,0 $
33,12 zł
270
2010
8254 zł
2,84 zł
17,1 $
48,76 zł
169

Jak wynika z powyższej tabeli równowartość wartości 1 m² w przeliczeniu na srebro była najwyższa w latach 2005-2006, a więc wtedy kiedy ceny mieszkań były już mocno "wygórowane". Chcąc kupić m² mieszkania w 2005 roku potrzebne było 4879 zł lub 254 uncje srebra (7,93 kg).

Teraz jednak mamy 2011 rok i ceny tak nieruchomości jak i srebra mają się zgoła inaczej. Rzućmy okiem na kolejną tabelę, dzięki której można nam łatwiej dostrzec rysującą się tendencję… coraz mniejsza ilość srebra wymagana na zakup m² mieszkania… (źródła danych: pierwsze, drugie i trzecie)

śr. cena m² mieszkania
$ poczętku m-ca
Cena Ag na początku m-ca
cena oz Ag w zł
cena m² w oz Ag
sty-11
8367
2,98 zł
30,6 $
91
92
lut-11
8389
2,84 zł
28,3 $
80
104
mar-11
8445
2,86 zł
34,3 $
98
86
kwi-11
8355
2,84 zł
37,6 $
107
78
maj-11
8311
2,65 zł
43,6 $
116
72
cze-11
8300
2,74 zł
37,9 $
104
80
lip-11
8280
2,72 zł
33,8 $
92
90
sie-11
8256
2,76 zł
39,3 $
108
76

W sierpniu 2011 na zakup m² mieszkania w Warszawie w średniej cenie potrzebna była równowartość 76 uncji srebra. 3 lata wcześniej wymagane było około 3,5 razy więcej.

Jaki wniosek na koniec?

W prawdzie nikt nie posiada kryształowej kuli do odczytywania przyszłości, ale być może wcale ona nie jest potrzebna. Trendy rynkowe nie trwają po tygodniu bądź miesiącu. Rozciągają się na całe lata. Widząc to co się dzieje w ostatnich latach można samemu się pokusić o ocenę tego co się będzie dziać na naszym (i nie tylko) podwórku w nadchodzącej przyszłości. Czy warto więc kupować srebro? Czy warto je później zamienić na mieszkanie? Decyzję każdy musi podjąć sam, ale dane mówią same za siebie.

Srebro a nieruchomości część 2

Jakiś czas temu pisaliśmy o ciekawej zależności pomiędzy cenami metali i nieruchomości. Kiedy jedne drożeją, drugie tanieją. Dziś dalszy ciąg. Tym razem przedstawiamy konkretne i namacalne dane, z których każdy może wyciągnąć własne wnioski.

źródło: link

Poniższe dane dotyczą rynku amerykańskiego, ale i naszej ziemi poświęcimy później chwilę...

I kwartał roku
Średnia cena nieruchomości
Mediana ceny nieruchomości
Średnia cena uncji Ag
Wartość nieruchomości 
w uncjach Ag
2000
166 063,00
140191
5,06
32819



2001
183 536,00
153570
4,4
41713





2002
204 698,00
171398
4,53
45187





2003
234 003,00
196721
4,53
51656





2004
257 529,00
217 399
7,23
35620





2005
286 329,00
242320
7,26
39439





2006
321 794,00
271880
10,38
31001





2007
333 100,00
279435
13,18
25273





2008
326 565,00
270094
19,51
16738





2009
301 754,00
247773
13,12
23000





2010
292 542,00
240132
17,11
17098




Ile uncji kosztuje dzisiaj nieruchomość w Nowym Jorku?

Średnia cena nieruchomości w Nowym Jorku w czerwcu 2011 wynosiła 166.000$, zaś srebra ok. 35$. Dawało to więc koszt nieruchomości w przeliczeniu na srebro 4636 uncji! Ten kto kupił w czerwcu 2003 roku 4636 uncji srebra musiał zapłacić 21.000$ netto. Po 8 latach mógł za zgromadzone srebro kupić sobie mieszkanie o wartości ok. 166.000$, podczas gdy kapitał wyłożony na tą nieruchomość był prawie 8-krotnie mniejszy.

Podobnie rzecz się ma z innymi metropoliami i miejscowościami na terenie Stanów Zjednoczonych.

Jaki jest więc praktyczny wniosek?

W drugim kwartale 2003 roku, w przeliczeniu na srebro jednorodzinna nieruchomość kosztowała w Nowym Jorku średnio ponad 53 tysiące uncji srebra!! Jeśli ktoś dziś posiada taką ilość srebra to dysponuje kwotą ponad 1.600.000$! Te pieniądze w 2011 roku pozwalają na kupno co najmniej 8 nieruchomości. Ten kto kupił przykładowo 10.000 uncji srebra w 2003 roku wydał około 50.000$. Dziś ta sama ilość srebra jest warta ponad 300.000$, a więc 6 razy więcej! Inwestując w metal szlachetny w czasie boomu na rynku nieruchomości można było porządnie zarobić. Ci, którzy kupowali mieszkania w tym samym czasie nie zyskali zbyt wiele.

Ale Ameryka Ameryką. Jak to wygląda w Polsce? Czy również relacja ceny srebra do nieruchomości przedstawia się tak samo? O tym w następnym poście...