Rozpoczął się nowy rok, a wraz z nim pojawiły się prognozy i przypuszczenia. Wielu inwestorów jak co roku dręczy pytanie: ile będą kosztować metale?
źródło: link
Nieniniejszy tekst został napisany i pierwotnie opublikowany na www.serwisinwestora.wip.pl
Trend spadkowy trwa od 2011 roku. 28.04.2011 uncja srebra kosztowała na zamknięciu 48,70$. Uncja złota 05.09.2011 osiągnęła cenę 1875$. W tamtym czasie media szalały na punkcie metali, polski rynek metali przeżywał rozkwit, Polacy płacili po 6000 zł za uncję złota i 150 zł za uncję srebra. Dziś temat metali wywołuje konsternację. Żółty i biały metal są wycenianie odpowiednio za uncję na ok. 1300$ i 18$ (ceny rynkowe ok. 5000 zł i 85 zł).
źródło: link
Logika mówi, że należy kupować kiedy jest tanio. Logika mówi też, że to czego cena spada było przewartościowane. Przeciętny inwestor nie wie jednak czy dzisiejsze ceny są niskie czy wysokie. Nie wie też, czy ceny ze szczytów były przewartościowane czy przeciwnie. Dostępne informacje i opinie dostarczają sprzecznych danych.
Wykresy i prognozujący potrafią być krzykliwi i ostentacyjni. Jedni klną na złoto, wieszcząc ich dalsze spadki, inni je wychwalają, od lat twierdząc, że wystrzelą w niebo z wielkim hukiem. Od 4 lat żadna z prognoz o przebiciu pułapów 2000$ i 50$ się nie sprawdziła. Czy będzie to mieć miejsce w tym roku?
To, że metale osiągną i pobiją swoje szczyty jest niemalże pewne. Kolosalną jednak z punktu widzenia inwestora różnicę robi to czy stanie się to w 2015 czy w 2025 roku. Czy chcemy więc, aby nasze pieniądze stały się patient money?
Nie. Chcielibyśmy, aby nasze pieniądze były tzw. smart money. Aby zostały zamienione na aktywa, których wartość wzrośnie. Chcielibyśmy kupić metale, gdybyśmy mieli pewność, że zdrożeją. Chcielibyśmy mieć jakąś informację, która ułatwi nam decyzję.
W ostatnich latach mieliśmy liczne QE. W ostatnich dniach podobną rzecz zapowiedział EBC. W konsekwencji nie tylko byliśmy świadkami wzrostu podaży dolara, ale czeka nas to samo w związku z euro. A mimo to, złoto i srebro są najtańsze od kilku dobrych lat. Czyżby więc drukowanie pieniądza nie szło w parze ze wzrostem cen metali?
Przeciętny inwestor nie widzi w tym związku przyczynowo skutkowego, ale smart money wie, że wiele zjawisk na rynkach inwestycyjnych działa z opóźnionym zapłonem. Dowodem na to mogą być działania banków centralnych, które choć oficjalnie nie wypowiadają się głośno o złocie i w żaden sposób nie mówią o przywróceniu złotu monetarnej roli. Instytucje te wydają się działać w sposób nieco przeciwny. Co więcej, w dyskretny. A smart money lubi właśnie ciszę.
Media skupiają się na tym co głośne i spektakularne. Interesują je wojny, krachy i afery. Repatriacja złota oraz jego ciche kumulowanie jest nudne, o ile nie nada ktoś temu hollywoodzkiej formy. Dla banków centralnych jest to jednak wielce pożądane. Z resztą czy my sami chcielibyśmy, aby nasi sąsiedzi wiedzieli, że od 10 lat co miesiąc kupujemy uncję złota?
Ostatnia dekada to wielki transfer złota, o którym wiele się nie mówi. Banki centralne wielu państw gromadzą złoto w sposób regularny, pomimo, że cena spada. Inne z kolei przestały swój metal sprzedawać. Czy miałoby to sens gdyby cena miała dalej schodzić w dół?
Rosja w Q1 2005 roku posiadała 386,6 ton złota. Wstępne oszacowania World Gold Council mówią, że dziś rezerwy te wynoszą już 1187,5 ton. To wzrost o 207%. Zasoby te rosły jawnie od 2005 roku, zmieniając się co kwartał o kilka do kilkudziesięciu ton. W tym czasie Rosja zacieśniła współpracę z Chinami. Doszło m.in. do podpisania umowy, na mocy której w chińskim miasteczku Suifenhe można płacić rosyjską walutą. Sama ChRL z kolei w Q1 2005 roku posiadała 600 ton złota. W przeciwieństwie do Rosji, preferowała dyskrecję i o swoich rozłożonych w czasie zakupach poinformowała w 2009 roku, ogłaszając, że rezerwy wzrosły do 1054 ton. To wzrost o 166%. Niektóre źródła podają, że Chiny mogą być w posiadaniu nawet 4000 ton złota. Choć nie jest to jeszcze potwierdzone, jest to wielce prawdopodobne.
Indie, której obywatele ubóstwiają złoto, zwłaszcza z uwagi na tradycję, nie omieszkały powiększyć swoich rezerw. Z 357 ton w Q1 2005 roku wzrosły one do 557 ton w Q1 2015.
Państw zwiększających swoje rezerwy jest więcej. Są to m.in.: Turcja, Arabia Saudyjska, Tajlandia, Białoruś.
za: www.gold.org
Wśród krajów Europy zachodniej oraz Ameryki Północnej nie obserwuje się oficjalnego wzrostu rezerw złota. Dały się jednak zaobserwować inne wydarzenia.
Wenezuela, która podpisała z Rosją w 2008 roku umowy dotyczące współpracy związanej z ropą naftową dokonała w ostatnim czasie repatriacji swojego złota z Wielkiej Brytanii. Podobnie uczyniła Holandia, przystępując do repatriacji swojego kruszcu z USA.
Szwajcaria w Q1 2000 roku posiadała 2590 ton złota. Następnie swobodnie się go wyzbywała, aby w drugiej połowie 2008 roku całkowicie tego zaprzestać. W ostatnim czasie odbyło się referendum dotyczące m.in. zwiększenia złotych rezerw. Choć oficjalne wyniki pokazały, że większość obywateli była temu przeciwna, to wyczuć można było, że pewne rzeczy nie zostały tu nazwane wprost.
Bundesbank ogłosił ostatnio, że sukcesywnie i zgodnie z planem ściąga z powrotem do siebie złoto, które przez lata było przechowywane w USA. Nasz zachodni sąsiad dąży do posiadania 50% swoich rezerw w kraju. Mówi się, że przygotowuje się na kryzys walutowy. Rodzi to pewnego rodzaju sprzeczność. Skoro EBC, który interweniuje w gospodarkę zapewniając, że wszystko jest pod kontrolą, jakiego kryzysu walutowego miałby się obawiać rząd niemiecki?
Inne kraje, które ewidentnie skłaniają się ku repatriacji swojego złota do kraju to Austria, Belgia, no i oczywiście Francja, w czym chciałoby się rzec, czuć ducha de Gaulla.
Gdyby złoto rzeczywiście miało kontynuować swoje spadki w jaki niby sposób miało uratować państwa przed kryzysami i wstrząsami nieustannie taniejąc? Czy to ma sens? Repatriacja złota jest nie tylko kosztowna, ale wpływa również na relacje pomiędzy poszczególnymi krajami. Żądanie jego zwrotu od USA i Wielkiej Brytanii, gdyż te właśnie kraje są jego największymi depozytariuszami, jest komunikatem typu „nie ufamy wam”. Historia pokazuje, że jest to słuszne podejście.
Możemy dostrzegać na wykresie trend dolny, wzrost krótkich pozycji, a nawet twierdzić, że wzrost podaży walut wcale nie spowodował wzrostu ceny kruszców. Tyle, że to jest teraz. Historia z kolei oraz zdrowy rozsądek mówią, że tych, którzy o nich zapominają rynek zaskakuje najbardziej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz