Istnieje kilka czynników wpływających na rynkową cenę srebra i złota. Część z nich jest wspólna dla obu metali, część różna. Cena metali szlachetnych jednak (zwłaszcza złota) jest w największym stopniu "regulowana" podażą pieniądza. Stanowi w pewien sposób jego funkcję. Im więcej waluty, tym jest ona słabsza, a w konsekwencji złoto i srebro droższe.
źródło: link
Nic nowego do tej pory nie powiedzieliśmy. Ale na uwagę zasługuje pewien fakt, o którym można przeczytać tutaj. Parabanki, które nie podlegają czujnym oczom Komisji Nadzoru Finansowego dostały nie lada wiatru w żagle. Cóż, podwojenie zysków zawsze robi wrażenie. No, ale jak tu się dziwić, skoro realne oprocentowanie takich kredytów wynosi nawet 100%... tak, tak... wystarczy poprosić o symulację spłat rat kredytowych, wziąć kalkulator do ręki i zsumować część odsetkową...
Czas na pytanie: skąd parabanki biorą pieniądze na udzielanie pożyczek Polakom? Skoro tak tłumnie zaciągamy pożyczki gotówkowe to jakim cudem instytucje, które nie zajmują się prowadzeniem rachunków mają dla nas tyyyyyle "pieniędzy"? Wystarczy wziąć dowód osobisty, udać się do najbliższej placówki i już! Zdobycie gotówki nigdy wcześniej nie było tak proste.
Wyobraźmy sobie, że istnieje standard złota (póki co marzenie ściętej głowy, ale co tam), zaś największy problem alchemików do dziś nie został rozwiązany. Żadnego z metali nie można więc podrobić. W banku można deponować jedynie srebro i złoto. Zatem, aby bank mógł pożyczyć dalej metale, to przede wszystkim musi nimi dysponować. A nie dysponuje nimi jeśli klient ich wcześniej w banku nie zdeponował. Logiczne.
Współcześnie ani bank, ani parabank nie musi mieć środków powierzonych wcześniej przez oszczędzającego Malinowskiego, aby pożyczyć je wydającemu Kowalskiemu. Skoro parabanki odnotowują tak imponujące zyski, to znaczy, że wpuszczają do obiegu potężne ilości gotówki i to wysoko oprocentowanej. Co to oznacza? Osłabienie wartości waluty i wzrost cen. A w czasie późniejszym płacz i zgrzytanie zębów Kowalskiego.
W klasycznym systemie standardu złota, aby ktoś mógł pożyczyć, ktoś inny musi wcześniej zaoszczędzić. Nie ma wówczas kreacji pieniądza bez pokrycia. Prawdziwy pieniądz (czyt. złoto i srebro) staje się wówczas pożądany i ceniony, a w konsekwencji rośnie w siłę. Mamy tu na myśli siłę nabywczą.
Kiedy ilość środków płatniczych, np. banknotów (jakby nie było, papierki rozsądnie stosowane są konieczne, no bo jak tu iść kupić dom czy samochód z workiem monet?) jest stała, a więc ma pokrycie w istniejącym metalu to, aby je zdobyć trzeba na nie zapracować. Dziś, pożyczki gotówkowe udzielane są nawet osobom, które nie generują dochodów. Ale czy abstrahując od motywu jakim jest żądza zysku banku, jest to racjonalne?
Wychwalając "wspaniałe" wyniki finansowe spółek i firm specjalizujących się w udzielaniu szybkich pożyczek mało kto zwraca uwagę na to, jakie konsekwencje za tym idą i przede wszystkim jakie mechanizmy spoczywają u źródła tego typu działalności.
W jaki sposób mamy obniżyć koszty życia i ceny produktów oraz usług skoro ilość gotówki w obiegu rośnie w tak dużym tempie? Współczesny system przypomina obłęd człowieka upojonego gotówką, która pada z nieba wprost na jego głowę. Ceny towarów i usług nie spadają i spadać nie będą, póki obowiązuje system emisji pustego pieniądza. I choć chwilowo ceny metali szlachetnych idą w dół, to w długoterminowym okresie i tak eksplodują w górę. I pomogą w tym wszystkie instytucje, które udzielają pożyczek byle gdzie, byle komu i byle kiedy.
System kreacji pieniądza narzuca ślepy pęd za groszem, gdyż - prozaiczny chociażby - target przedsiębiorcy czy korporacji zawsze musi otrzeć się o poprawę tzw. wyników finansowych. W sytuacji stałej podaży pieniądza i zdrowym rozwoju gospodarki, do wzrostu standardu życia i wyników firm nie przykłada się probierza jakim jest stan rachunku bankowego. Wbrew pozorom, jeśli siła nabywcza pieniądza rośnie, to brak zmiany na rachunku bankowym już jest zyskiem. W systemie gloryfikującym inflację, brak zmiany stanu na rachunku bankowym jest realną stratą! Nie dziwi więc, że każdy chce coraz więcej, no bo w końcu coraz więcej nam potrzeba, aby po prostu żyć.