26 listopada 2013

Dlaczego rosnąca liczba urzędników zabija gospodarkę?

Portale internetowe donoszą, że rządy Pani Gronkiewiecz Waltz umożliwiły podjęcie pracy na urzędniczych stanowiskach 3870 osobom. Odstawiamy na bok dywagacje na temat intencji i przyczyn wzrostu tego urzędniczego zatrudnienia. Bierzemy jednak pod lupę szkodliwość zjawiska, bez względu na to kto rządzi, w jakim politycznym paradygmacie i z jakimi intencjami. Stawiana teza jest prosta: wzrost liczby urzędników jest dla gospodarki zabójczy.

źródło: link

W każdym państwie, w którym ściąga się podatki istnieją tak zwani beneficjenci podatków. Do grupy tej należą, te osoby, które czerpią zyski z podatków ściąganych z obywateli. Sprawę należy doprecyzować. I tak, do największych beneficjentów w państwie takim jak Polska należą urzędnicy. Dlaczego? Dlatego, że czerpią zyski z pracy ludzi z sektora przemysłowego.

Innymi słowy: przedsiębiorca* zarabiając utrzymuje jednocześnie urzędnika. Gdyby przedsiębiorca nie zarabiał, to by nie odprowadzał podatków. Gdyby podatki nie wpływały do budżetu to urzędnik siłą rzeczy nie otrzymałby pensji. Bo i skąd?

W pewnym sensie szefem urzędnika jest nie kto inny jak podatnik, na czele z tym, który odprowadza podatków najwięcej. A najwięcej odprowadza oczywiście przedsiębiorca. Zatem, urzędnik otrzymuje pensję dzięki wysiłkom przedsiębiorcy.

Napisałem powyżej, że gdyby przedsiębiorca nie zarabiał to by nie odprowadzał podatków. Może pojawić się głos, który stwierdza, że przedsiębiorca może jeszcze zarabiać na czarno. To też jest argument, który wskazuje na to, że czarnorynkowa działalność przedsiębiorcy nie musi być równoznaczna z utrzymywaniem urzędników. Tak się jednak składa, że zamiłowanie do ryzyka charakteryzuje jednostki patologiczne, z naciskiem na maniakalne. Jednostka zrównoważona ucieka się do ryzyka w postaci prowadzenia czarnorynkowej działalności tylko wtedy kiedy nie ma innego wyjścia. Wielu Polaków woli pracować na budowie za 3000 zł na czarno niż legalnie za najniższą krajową.

Z tego też powodu, obowiązkiem urzędnika powinno być takie działanie, które ułatwia przedsiębiorcy generowanie jak największych dochodów w sposób nieskrępowany i przede wszystkim LEGALNY. Aby to miało miejsce, przedsiębiorca musi wiedzieć, że to co wypracuje będzie adekwatne do jego pracy oraz ryzyka, które podjął. Wiedząc, że dużą część owoców jego pracy zainkasują Ci, którzy mu nie pomagali, będzie on zniechęcony i nie podejmie inicjatywy.

Wróćmy jednak do urzędników. Jaka ich liczba jest optymalna dla gospodarki? Kiedy ich działalność jest szkodliwa i destrukcyjna?

źródło: link

Bogactwo państwa to jego zasoby. Zasoby te tworzy sektor przemysłowy. Przedsiębiorstwa, które zajmują się produkcją to fundament gospodarki. Wysiłki ludzi, którzy w tych sektorach pracują to działania bezpośrednio oddziałujące na stan gospodarki.

Tak więc, z jednej strony mamy urzędników, z drugiej zaś przedsiębiorców oraz osoby zatrudniane przez firmy. Administracja vs przedsiębiorstwa.

Skoro wiadomo, że płace urzędników pochodzą z podatków, a te w największej mierze od przedsiębiorców to logicznym staje się stwierdzenie, że wraz ze wzrostem liczby urzędników rośnie presja i obciążenie na przedsiębiorcy.

Wyobraźmy sobie, że nasze państwo to 10 osób. Jeśli jest to 10 przedsiębiorców to przemysł kwitnie w najlepsze. Jest konkurencyjność oraz "parcie" na rozwój. Ryzyko polega na tym, że rynek może stać się dzikim zachodem, wolną amerykanką, gospodarczą dżunglą. Dlaczego? Dlatego, że w każdej grze konieczne jest wprowadzenie pewnych podstawowych zasad. Tak samo w gospodarce, muszą istnieć pewne reguły w oparciu, o które będziemy wymieniać się towarami i usługami.

Można tu porównać przedsiębiorców i kapitał do wody, zaś administrację do szklanki. Zadaniem tej drugiej jest nadanie rynkowi określonej struktury. Nie wnikać w nią. Po prostu określić granice i zasady. Nic więcej.

źródło: link

Ta woda to eliksir życia gospodarki. Bo czy można mówić o gospodarce kiedy nie ma w niej towarów i kapitału? Kłania nam się tutaj jedno z żydowskich powiedzeń: Kto ma towar ten ma pieniądz. Jedno z drugim chodzi w parze.

Wskazane jest więc, aby woda nie tylko była w szklance, ale żeby co więcej było jej dużo. Taka sytuacja daje nam obraz społeczeństwa, w którym 9 osób to przedsiębiorcy, zaś 1 osoba to administracja. Jeśli wszystko funkcjonuje bez zarzutu to urzędnik ma dobrze, a i przedsiębiorcy nie zbiednieją utrzymując go przez płacenie podatków.

Życie weryfikuje czy optymalny poziom administracji powinien obejmować 10% czy 20% całkowitej siły roboczej. Jeśli nikt nie ingeruje w naturę rynku (np. rząd wraz ze swoimi wzniosłymi ideami zwalczania bezrobocia przez tworzenie nieproduktywnych etatów) to liczba potrzebnych urzędników określi się sama.

Co się jednak dzieje, kiedy w 10 osobowym społeczeństwie mamy: 2 dzieci, 2 emerytów, 3 urzędników i 3 przedsiębiorców? Ha! Już nie taka prosta sprawa...

Dzieci nie pracują, emeryci nie tylko nie pracują, ale co więcej pobierają emerytury. Urzędnicy z kolei pobierają pensje, ale nie generują dóbr. Produkcja dóbr jak już wspomnieliśmy jest fundamentem gospodarki. Co się dzieje więc w takiej sytuacji? Oczywiście 3 przedsiębiorców utrzymuje siebie oraz 7 innych osób.

Na sprawę można spojrzeć jeszcze z innej strony. Dziecko to obywatel, którego należy ubrać i nakarmić. To ono jest przyszłością narodu. Nie ma dyskusji. Część dochodu musi być wydana na młode pokolenie. Emeryci to wierzyciele, którzy "pożyczali" swoje pieniądze przez lata pracy. Teraz chcą je odzyskać**. Sprawa oczywista. Należy im się to, co wcześniej dali. Przedsiębiorca z kolei, to człowiek, który podejmuje ciężką pracę, której efekty mają umożliwić godne życie jemu, rodzinie i emerytom. Urzędnik to ten, który powinien brać pieniądze za ułatwianie zorganizowanego rozwoju gospodarki państwa. Kiedy liczba urzędników zaczyna być zbyt dużo to sektor generowania dochodów zaczyna się kurczyć. Można to porównać do szklanki, w której wody jest coraz mniej.

źródło: link

W momencie kiedy praca urzędnika utrudnia pracę przedsiębiorcy to rozpoczyna się autodestrukcyjny proces. Dwa elementy, które powinny ze sobą współgrać nie działają właściwie. Dochodzi do pasożytniczej a nie symbiotycznej relacji, w której pasożyt zjadając swojego żywiciela odcina sobie źródło pokarmu.

Każdy wzrost "masy" urzędniczej ponad potrzebę jest szkodliwy i zabójczy dla gospodarki. Administracja publiczna jest konieczna w zorganizowanym państwie. Jeśli jednak część dochodów, które generują przedsiębiorcy nie może być przekierowana do sektora produkcyjnego, w którym mogłyby zostać wykorzystane dochodzi do spadku wydajności gospodarki. 

W sektorze produkcyjnym kapitał mnoży kapitał lub jak to mawia się za Atlantykiem money makes money. Kapitał jest krwią w organizmie jakim jest gospodarka. Nie może być jej za mało. Kiedy odpływa do sektora, w którym nie produkuje się dóbr to organizm szybciej się starzeje. W skrajnych sytuacjach, nagła utrata dużej ilości krwi może doprowadzić do zgonu. Zupełnie jak krach lub bankructwo na skalę co najmniej krajową.

Kapitał pozostający w sektorze produkcyjnym podnosi wydajność przedsiębiorstw (do czego firmy rozwijające się dążą). Wzrost wydajności firm wbrew pozorom nie prowadzi do redukcji zatrudnienia. Wręcz przeciwnie, pomaga podnieść stopę życia (zostawmy tą kwestię na inny wpis).

Na koniec jeszcze jeden aspekt. Gospodarka to przede wszystkim produkcja. Nie handel. Gdyby ktoś stwierdził, że usługi mogą być podstawą gospodarki to należy go wyprowadzić z błędu. Przykład jest prosty. Wyobraźmy sobie, że naród polski to dwie grupy: urzędnicy i handlowcy. Jedni organizują rynek, drudzy w nim sprzedają i kupują. Nie ma polskich producentów. Są za to chińskie towary. Zupki, ubrania, samochody. Narzędzia, elektronika i oczywiście czosnek. Jednym słowem wszystko. Jeśli jednak produkty nie pochodzą z rodzimego rynku to znaczy, że pochodzą z importu. A jeśli tak się dzieje, to największy wypracowany zysk odchodzi za granicę. Innymi słowy handlowcy pracują dla obcego Pana. Co więcej płacąc podatki pracują dla urzędnika. Ten ostatni jest największym w kraju beneficjentem podatków. Wszystko co dostaje pochodzi bowiem od handlowca.

W sytuacji takiej znajdują się Stany Zjednoczone, które więcej konsumując, tj. wydając na chińskie towary doprowadziły do ogromnego deficytu handlowego. Innymi słowy: więcej kupiły niż sprzedały. Nie trudno dojść do wniosku, że kiedy więcej się wydaje niż sprzedaje/produkuje/zarabia to prowadzi to do zubożenia.

Konkludując: urzędnik jest potrzebny. Na nic jednak jego byt, jeśli swoją pracą nie wspiera rodzimego przedsiębiorcy. Ten drugi jest bowiem żywicielem pierwszego i w kontekście rozwoju społecznego o niebo ważniejszy. Im więcej jednak urzędników "wyżywić" musi przedsiębiorca tym ciężej jest wszystkim.

I wreszcie jak to się ma do złota i srebra? Banalnie jak zawsze. Głupio i/lub nieodpowiedzialne prowadzona polityka gospodarczego rozwoju państwa prowadzi do jego zadłużenia. Kiedy przedsiębiorcy nie produkują to nie zarabiają. Kiedy nie zarabiają to nie utrzymują urzędników. Kiedy Ci nie mają wypłat to rząd ma problem. Historia pokazuje, że rozwiązuje go z reguły w najgłupszy możliwy sposób, a więc zwiększając podaż pieniądza. W tym miejscu na horyzoncie pokazuje się blask metali szlachetnych.


* Pisząc przedsiębiorca mam w tym wpisie na myśli jego firmę oraz pracowników. Każdy bowiem pracownik podejmujący wysiłki w danym przedsiębiorstwie jest częścią jego sukcesu i rozwoju, nawet jeśli całość lub większość zasług przypisuje się właścicielowi, prezesowi, itp.
** Oczywiście w bieżącym systemie odzyskują jedynie jej ułamek.