16 maja 2014

Debata smaczek

Absolutny smaczek dla miłośników prognoz oraz dyskusji poświęconych ekonomii i przyszłym losom złota. Debata sprzed dwóch dni pomiędzy Schiffem i Roubini.


Można by rzec, że wywiad jak każdy inny z Schiffem, który non stop wskazuje na głupotę i zakłamanie amerykańskiego systemu gospodarczego. Z drugiej strony Roubini, zwolennik inflacyjnej polityki rządów, która w jego mniemaniu służy konsumentom. Poruszają szereg bardzo istotnych kwestii, również dla Polaków. Co prawda nie mówią bezpośrednio o nas, ale przecież to co się dzieje za Atlantykiem zawsze znajduje swoje odzwierciedlenie na warszawskim parkiecie. A w dalszej konsekwencji w codziennym życiu Polaków. Gospodarki są już ze sobą ściśle powiązane i czy się nam to podoba czy nie, Europa, a więc i nasz krój również, zawsze obrywa rykoszetem działań amerykańskiej elity bankowo-politycznej.

Ale wracając do debaty... kto ma rację? Chcąc zachować obiektywizm należy stwierdzić: czas pokaże. Kto brzmi bardziej sensownie? Bez wątpienia Schiff*, choć mówiący emocjonalnie, zdecydowanie brzmi bardziej zdroworozsądkowo. Sprawdźmy sami....

1m 36s: Nourielowi chodzi o to, że on wierzy, iż gospodarki potrzebują pewnej dozy inflacji, aby mogły się rozwijać oraz że konsumenci w jakiś sposób są w lepszej sytuacji jeśli ceny rzeczy, których oni chcą i potrzebują idą w górę co roku. A w mojej opinii gospodarce pomaga spadek cen, wzrost produkcji, wzrost wydajności, które obniżają ceny produktów konsumenckich. To sprawia, że ludzie są w lepszej sytuacji.

Cóż... jeśli w opinii Schiffa lepiej jest dla nas płacić mniej niż więcej, to trudno się z nim nie zgodzić. Ma to wiele wspólnego z pojęciem dobrobytu, któremu poświęcimy chwilę uwagi w następnym wpisie. Ale idźmy dalej, oddając tym razem głos Panu Roubini:

2m 07s: Argument, którzy przytoczyłem był inny. Miałem na myśli, że jestem za niską inflacją na poziomie 2%. Ty z kolei powiedziałeś, że deflacja jest dobra (...) myślisz, że deflacja jest dobra. To nonsens.

Czas na drobny komentarz: oczywiście nonsensnem jest stwierdzenie, że nonsensnem jest, iż deflacja jest dobra. Deflacja postrzegana jako spadek cen jest dla mnie dobra, ponieważ płacę mniej/kupuję więcej.

Większości czytelników blogów tego typu co nasz, zapewne wiadomo, że inflacja kiedyś to już nie to samo co inflacja dziś. I nie chodzi bynajmniej o wskaźniki co o definicje. Pojęcie to pięknie ewoluowało, o czym swego czasu trafnie napisał Independent trader. Bazując na prawdziwej definicji inflacji, a więc tej, która odnosi się do wzrostu podaży pieniądza, pan Roubini oczywiście jest w błędzie, gdyż jak każdy wie jego wzrost w ostatnich latach miał charakter skokowy. Inflacja to nie wzrost cen, lecz wzrost podaży pieniądza**.



Jeśli z kolei Pan Roubini ma na myśli wzrost cen, to jego argumentacja również wydaje się błędna. Co prawda dolar nieźle się ostatnio trzyma, ale w ogólnym rozrachunku, na tle cen towarów wygląda fatalnie.

Przyjrzymy się temu z bliska porównując na początek wartość dolara (niebieska linia) z metalami: złotem, srebrem, miedzią.

źródło: www.stooq.pl

No to teraz dolar (niebieska linia) vs paliwa: ropa, olej opałowy, gaz naturalny oraz benzynka.

źródło: www.stooq.pl

Mało? No to teraz zboża (soja, pszenica, kukurydza, ryż) vs dolar (niebieska linia lub jak kto woli, ta na samym dole):

źródło: www.stooq.pl

Można tak jeszcze wymieniać. Wróćmy jednak do Schiffa, który na temat 2% inflacji*** odpowiedział Panu Roubini to co poniżej:

2m 39s: dlaczego 2% inflacja jest lepsza niż 1% inflacja? I chciałbym, żebyś podał mi przykład. Powiedziałeś, że jeśli konsumenci myślą, że ceny pójdą w dół to przestaną kupować. Chciałbym, abyś podał mi choć jeden przykład produktu, który chciałeś i którego potrzebowałeś, a którego nabycie byś odroczył w czasie na rok, w przekonaniu, że będzie on tańszy o 1%...

I tu dyskusja zaczyna się robić ciekawa, gdyż sprowadza się do pojęcia rodem z psychologii. A chodzi tu oczywiście o pojęcie odroczonej gratyfikacji, która ma również wiele do powiedzenia na płaszczyźnie ekonomii. Zajmiemy się nią niebawem. Tymczasem, warto zaznaczyć (tak, po raz kolejny), że odraczanie zakupów wszelkiej maści zatrzymuje pieniądz w miejscu (portfel, konto bankowe, skarpeta, itd.).

Kiedy obowiązuje standard złota, moc nabywcza pieniądza rośnie leżąc w skarpecie.

Kiedy obowiązuje system pieniądz fiducjarnego, moc nabywcza maleje wraz ze wzrostem cen, niesłusznie określanym mianem inlacji.

Tyle na dziś. Kto chętny do dyskusji to zapraszam do wstawiania komentarzy.


* Opinia czysto subiektywna poparta we własnym subiektywnym mniemaniu dość subiektywną analizą. Nie oznacza to, że nie znajdzie potwierdzenia w rzeczywistości, a co z pewnością zweryfikuje przyszłość.

** Mówienie o inflacji jako wzroście cen jest pomocne w maskowaniu jej prawdziwej przyczyny. Gdyby ludzie mieli świadomość tego, że stopniowy i regularny wzrost cen jest wywołany drukiem banknotów i zwiększaniem kredytów to m.in.: rzuciliby się do zakupów złota i srebra, przestali zaciągać kredyty konsumpcyjne, przestali stosować karty kredytowe, głosowaliby więcej na Janusza Korwina Mikke.

*** 2% inflacja jest zapewne odwołaniem się Schiffa do strategi bezpośredniego celu inflacyjnego, który jest popularnie stosowany przez banki centralne państw zachodnich

2 komentarze:

  1. Swietne punkty na temat deflacji/inflacji ze strony Schiffa. Argumenty Keynesitow o wstrzymanej konsumpcji w przypadku deflacji sa tak groteskowe, ze nie wiem czy sie smiac czy plakac. Plakac jednak chyba trzeba jak sie pomysli, ze tak mysli zdecydowana wiekszosc ekonomistow i przecietnych ludzi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Zdrowy rozsądek zaczyna być luksusem, o czym najbardziej chyba świadczy brak jakiejkolwiek próby kwestionowania najbardziej idiotycznego założenia Keynesistów, zgodnie z którym konsumpcja napędza gospodarkę.

      Usuń