Absolutny smaczek dla miłośników prognoz oraz dyskusji poświęconych ekonomii i przyszłym losom złota. Debata sprzed dwóch dni pomiędzy Schiffem i Roubini.
Można by rzec, że wywiad jak każdy inny z Schiffem, który non stop wskazuje na głupotę i zakłamanie amerykańskiego systemu gospodarczego. Z drugiej strony Roubini, zwolennik inflacyjnej polityki rządów, która w jego mniemaniu służy konsumentom. Poruszają szereg bardzo istotnych kwestii, również dla Polaków. Co prawda nie mówią bezpośrednio o nas, ale przecież to co się dzieje za Atlantykiem zawsze znajduje swoje odzwierciedlenie na warszawskim parkiecie. A w dalszej konsekwencji w codziennym życiu Polaków. Gospodarki są już ze sobą ściśle powiązane i czy się nam to podoba czy nie, Europa, a więc i nasz krój również, zawsze obrywa rykoszetem działań amerykańskiej elity bankowo-politycznej.
Ale wracając do debaty... kto ma rację? Chcąc zachować obiektywizm należy stwierdzić: czas pokaże. Kto brzmi bardziej sensownie? Bez wątpienia Schiff*, choć mówiący emocjonalnie, zdecydowanie brzmi bardziej zdroworozsądkowo. Sprawdźmy sami....
1m 36s: Nourielowi chodzi o to, że on wierzy, iż gospodarki potrzebują pewnej dozy inflacji, aby mogły się rozwijać oraz że konsumenci w jakiś sposób są w lepszej sytuacji jeśli ceny rzeczy, których oni chcą i potrzebują idą w górę co roku. A w mojej opinii gospodarce pomaga spadek cen, wzrost produkcji, wzrost wydajności, które obniżają ceny produktów konsumenckich. To sprawia, że ludzie są w lepszej sytuacji.
Cóż... jeśli w opinii Schiffa lepiej jest dla nas płacić mniej niż więcej, to trudno się z nim nie zgodzić. Ma to wiele wspólnego z pojęciem dobrobytu, któremu poświęcimy chwilę uwagi w następnym wpisie. Ale idźmy dalej, oddając tym razem głos Panu Roubini:
2m 07s: Argument, którzy przytoczyłem był inny. Miałem na myśli, że jestem za niską inflacją na poziomie 2%. Ty z kolei powiedziałeś, że deflacja jest dobra (...) myślisz, że deflacja jest dobra. To nonsens.
Czas na drobny komentarz: oczywiście nonsensnem jest stwierdzenie, że nonsensnem jest, iż deflacja jest dobra. Deflacja postrzegana jako spadek cen jest dla mnie dobra, ponieważ płacę mniej/kupuję więcej.
Większości czytelników blogów tego typu co nasz, zapewne wiadomo, że inflacja kiedyś to już nie to samo co inflacja dziś. I nie chodzi bynajmniej o wskaźniki co o definicje. Pojęcie to pięknie ewoluowało, o czym swego czasu trafnie napisał Independent trader. Bazując na prawdziwej definicji inflacji, a więc tej, która odnosi się do wzrostu podaży pieniądza, pan Roubini oczywiście jest w błędzie, gdyż jak każdy wie jego wzrost w ostatnich latach miał charakter skokowy. Inflacja to nie wzrost cen, lecz wzrost podaży pieniądza**.
Jeśli z kolei Pan Roubini ma na myśli wzrost cen, to jego argumentacja również wydaje się błędna. Co prawda dolar nieźle się ostatnio trzyma, ale w ogólnym rozrachunku, na tle cen towarów wygląda fatalnie.
Przyjrzymy się temu z bliska porównując na początek wartość dolara (niebieska linia) z metalami: złotem, srebrem, miedzią.
źródło: www.stooq.pl
No to teraz dolar (niebieska linia) vs paliwa: ropa, olej opałowy, gaz naturalny oraz benzynka.
źródło: www.stooq.pl
Mało? No to teraz zboża (soja, pszenica, kukurydza, ryż) vs dolar (niebieska linia lub jak kto woli, ta na samym dole):
źródło: www.stooq.pl
Można tak jeszcze wymieniać. Wróćmy jednak do Schiffa, który na temat 2% inflacji*** odpowiedział Panu Roubini to co poniżej:
2m 39s: dlaczego 2% inflacja jest lepsza niż 1% inflacja? I chciałbym, żebyś podał mi przykład. Powiedziałeś, że jeśli konsumenci myślą, że ceny pójdą w dół to przestaną kupować. Chciałbym, abyś podał mi choć jeden przykład produktu, który chciałeś i którego potrzebowałeś, a którego nabycie byś odroczył w czasie na rok, w przekonaniu, że będzie on tańszy o 1%...
I tu dyskusja zaczyna się robić ciekawa, gdyż sprowadza się do pojęcia rodem z psychologii. A chodzi tu oczywiście o pojęcie odroczonej gratyfikacji, która ma również wiele do powiedzenia na płaszczyźnie ekonomii. Zajmiemy się nią niebawem. Tymczasem, warto zaznaczyć (tak, po raz kolejny), że odraczanie zakupów wszelkiej maści zatrzymuje pieniądz w miejscu (portfel, konto bankowe, skarpeta, itd.).
Kiedy obowiązuje standard złota, moc nabywcza pieniądza rośnie leżąc w skarpecie.
Kiedy obowiązuje system pieniądz fiducjarnego, moc nabywcza maleje wraz ze wzrostem cen, niesłusznie określanym mianem inlacji.
Tyle na dziś. Kto chętny do dyskusji to zapraszam do wstawiania komentarzy.
Tyle na dziś. Kto chętny do dyskusji to zapraszam do wstawiania komentarzy.
* Opinia czysto subiektywna poparta we własnym subiektywnym mniemaniu dość subiektywną analizą. Nie oznacza to, że nie znajdzie potwierdzenia w rzeczywistości, a co z pewnością zweryfikuje przyszłość.
** Mówienie o inflacji jako wzroście cen jest pomocne w maskowaniu jej prawdziwej przyczyny. Gdyby ludzie mieli świadomość tego, że stopniowy i regularny wzrost cen jest wywołany drukiem banknotów i zwiększaniem kredytów to m.in.: rzuciliby się do zakupów złota i srebra, przestali zaciągać kredyty konsumpcyjne, przestali stosować karty kredytowe, głosowaliby więcej na Janusza Korwina Mikke.
*** 2% inflacja jest zapewne odwołaniem się Schiffa do strategi bezpośredniego celu inflacyjnego, który jest popularnie stosowany przez banki centralne państw zachodnich
Swietne punkty na temat deflacji/inflacji ze strony Schiffa. Argumenty Keynesitow o wstrzymanej konsumpcji w przypadku deflacji sa tak groteskowe, ze nie wiem czy sie smiac czy plakac. Plakac jednak chyba trzeba jak sie pomysli, ze tak mysli zdecydowana wiekszosc ekonomistow i przecietnych ludzi!
OdpowiedzUsuńTo prawda. Zdrowy rozsądek zaczyna być luksusem, o czym najbardziej chyba świadczy brak jakiejkolwiek próby kwestionowania najbardziej idiotycznego założenia Keynesistów, zgodnie z którym konsumpcja napędza gospodarkę.
Usuń