23 czerwca 2014

O dobrobycie Polaka

Podczas gdy afera taśmowa poważnie nabiera rozpędu pojawia się pytanie: czy politycy rozumieją dokąd zmierza każde państwo, którego ekonomia opiera się na długu? Skoro historia jednoznacznie wskazuje, że zawsze kończy się to tragedią ogółu społeczeństwa to dlaczego to robią? Czy są intencjonalnie źli czy po prostu nie wiedzą co czynią?

źródło: link
System ewidentnie faworyzujący wąską grupę społeczeństwa przyczynia się do podziału i ogólnego spadku dobrobytu obywateli. I dziś właśnie o dobrobycie. On właśnie praktycznie, a nie teoretycznie mówi o jakości życia obywateli. Wskaźnik PKB na jakimkolwiek poziomie nic nie mówi sam w sobie. Siła nabywcza pieniądza, dzięki której możemy dokładnie zmierzyć ile nam zwykłym obywatelom zostaje po pokryciu kosztów związanych z podstawowymi potrzebami natury egzystencjalnej to już bardziej miarodajne narzędzie.

Większość Polaków nie wie jak odnieść zmianę PKB rdr z 1% na 2% do swojej materialnej sytuacji. Kiedy jednak rok temu 1 złotówka kupowała bochenek chleba, a dziś jego połówkę to wiemy o niebo lepiej w jakiej sytuacji się znajdujemy.

Oczywiście nie chodzi o to, żeby wyrzucić do lamusa statystyki. Chodzi o to, aby myśleć i postrzegać zdroworozsądkowo.

Język polski jest o tyle ciekawy, że wiele z jego słów definiuje się samo. Jednym z nich jest właśnie dobrobyt. który oznaczać może ni mniej ni więcej co po prostu dobry byt lub byt dóbr. Zatrzymując się przy tym drugim, byt to istnienie, dobro to towar. Mówiąc o dobrobycie siłą rzeczy musimy wskazywać na dostępność istniejących dóbr.

Aby dobra istniały muszą być produkowane. Powinny być też dostępne. W tym wszystkim kluczową rolę odgrywa wydajność pracy przedsiębiorców oraz środek wymiany, czyli pieniądz. Jego ilość nie gra większej roli, o ile....

... jest względnie niezmienna w czasie. Zapewne to miał na myśli Ludwig von Mises pisząc:

Nie ma znaczenia, czy całkowita ilość pieniędzy w zamkniętym systemie ekonomicznym jest duża czy mała. Na dalszą metę siła nabywcza pieniądza ustali się sama w punkcie, w którym zapotrzebowanie na pieniądze będzie równe ich ilości.

Jeśli stosunek pieniądza wobec ilości towarów i usług dostępnych na rynku rośnie to mamy do czynienia ze wzrostem cen. Jeśli ilość towarów i usług rośnie wobec podaży pieniądza to mamy do czynienia ze spadkiem cen, a więc wzrostem siły nabywczej. Czytelnikowi pozostawiamy odpowiedź na pytanie: czy lepiej dla konsumenta jest płacić mniej czy więcej za ten sam towar/usługę?

1 komentarz:

  1. Myślę, że "elita" rządzącą i tak próbowałaby wmówić nam, że to lepiej dla społeczeństwa kiedy mamy mniej, kiedy kupujemy mniej, itd.

    OdpowiedzUsuń