W ostatnich dniach podano informacje, że pewna grupa ludzi fałszowała obligacje amerykańskie. Ich "wartość" opiewała na, bagatela, 6 000 000 000 000 $.
źródło: link
W prawdzie obligacje to nie banknoty, zaś fałszerze byli Włochami, a nie Amerykanami, nie mniej jednak incydent skłania do refleksji. Dlaczego kawałek papieru ma posiadać określoną wartość, skoro nie stanowi wartości obiektywnej? Rząd może drukować banknoty oraz inne papiery wartościowe w zgodzie z prawem. Obywatele czyniąc to samo idą do więzienia. Póki co systemy pieniądza fiducjarnego* JESZCZE funkcjonują, ale jak postąpią rządy demokratycznych państw, których obywatele w pewnym momencie powiedzą "nie chcemy posługiwać się śmieciowym pieniądzem, chcemy coś czego nie można drukować i podrabiać, ponieważ w dotychczasowym systemie to my najwięcej tracimy".
Na razie politycy mają prawdziwą alergię na wszystko co mogłoby zagrozić "papierkom". Wspaniałym tego potwierdzeniem jest mały lub niemalże zerowy odzew na kontrowersyjne wystąpienie europosła Godfrey'a Bloom'a. Zdecydowanie godne uwagi i pokazujące jednocześnie reakcje na porażające słowa prawdy wypowiedziane przez angielskiego europosła. Niestety żyjemy w czasach kiedy prawda i wartość obiektywna nie brylują na salonach i w systemach monetarnych. Z tego też powodu wciąż posługujemy się banknotami, których koszt produkcji zamyka się w kilkudziesięciu groszach od sztuki.
* Drobna lekcja ekonomi: pieniądz fiducjarny - waluta nie mająca oparcia w dobrach materialnych. Pochodzenie nazwy od słowa fides (łac.), tj. wiara. Wygląda więc na to, że posługujemy się walutą na wiarę.