Zgodnie z zapowiedzią dziś czas na zmierzenie poziomu inflacji naszą własną metodą. Mierzymy stosunek cen z 29.02.2012 wobec cen z 30.01.2012.
1. Olej Wielkopolski 1L: 6,39 zł (wzrost o 20gr/+3,23%)
2. Ryż Biały Sonko 1kg: 2,79 zł (bez zmian)
3. Dżem z Łowicza 280g: 3,29 zł (spadek ceny o 60gr/-15,42%)
4. Kakao DecoMorreno 80g: 4,09 zł (wzrost o 20gr/+5,14%)
5. Cukier Diamant 1kg: 4,49 zł (wzrost o 90gr/+25,06%)
6. Kefir Zott 400g: 1,59 zł (wzrost o 10gr/+6,71%)
7. Wafelek Prince Polo: 1,19 zł (bez zmian)
8. Masło łaciate kostka: 4,09 zł (spadek o 40 gr/-8,90%)
Jak widać część towarów zdrożała, ale część ku naszej
uciesze potaniała. Czas pokaże co będzie się dziać z cenami towarów i usług. Inflacja miesięczna ma się nijak wobec rocznej i czas na wnioski przyjdzie za kilka dobrych miesięcy. Póki co możemy poczytać, że Europejski Bank Centralny pożycza
bankom komercyjnym blisko 530mld €. Mówi się też, że te działanie ma
optymistyczny wydźwięk i stanowi wsparcie dla komercyjnych banków
europejskich. Z całą pewnością ma wsparcie. No bo czyż nie jest dobre dla banku tanio kupić i drogo sprzedać? Skoro dostają one pieniądze z niskim oprocentowaniem, to same będą mogły udzielić jeszcze więcej kredytów w "dobrej" cenie...
Ale czy wpompowywanie kolejnych pieniędzy do gospodarki ma sens skoro ostatecznie sprowadza się to jedynie do powiększenia długu? Czy EBC naprawdę wychodzi z założenia "Mamy drukarki, wyemitujmy dużą ilość pieniędzy i wypuśćmy ją na rynek. Ludzie zaczną więcej wydawać, więc gospodarka odżyje na nowo. To nic, że urośnie dług, ważne że pieniądz będzie krążyć".
Co jeśli czara goryczy się przeleje? Skoro banki komercyjne same pożyczają pieniądze od banków centralnych, a ludzie przestaną brać kredyty lub co gorsza dla nich przestaną je spłacać co stanie się z samymi bankami? Stracą rację bytu? Zbankrutują? Kiedy nie ma proporcjonalnego wzrostu zarobków wobec wzrostu cen towarów ludzi stać na coraz mniej. Zaczynają więc oszczędzać. Mniej pieniędzy krąży, mniej podatków odprowadza się do państwa, rośnie dług publiczny. Zaciągnięcie kredytu jest wtedy strzałem w kolano, czy to konsumpcyjnego przez Kowalskiego czy to bailout'owego przez dane państwo. Kowalski będzie jeszcze w stanie to zrozumieć, bo jak nie ma w portfelu to nie ma w garnku, ale polityk i bankier myślą inaczej... syty głodnego nie zrozumie. A jak dojdzie do tego decydenckie "wiem lepiej" to nic tylko jak będą chcieli nas karmić papierem... tym z nominałem oczywiście. Tyle, że papier już głodu nie zabija...
Wiele banków żyje z udzielania kredytów. Im więcej pożyczają tym więcej zarabiają. Ale czy to może trwać wiecznie?