Od wiek wieków próbujemy ulepszać życie ogółu poprzez zakrojoną na szeroką skalę działalność społeczną, polityczną, a także techniczną i naukową. Otwarcie deklarujemy, że chcemy żyć w pokoju i dobrobycie. W rezultacie naszych działań osiągnęliśmy na wielu płaszczyznach naprawdę wiele. Tak wiele, że aż chyba za wiele...
Zadziwia wręcz perfekcja jaką osiągnęliśmy w budowaniu narzędzi militarnych umożliwiających mordowanie się nawzajem i osiąganie profitów z tego tytułu, zaś oficjalnie służące dążeniu do tego co politycy wiążą z walką o równość, sprawiedliwość, etc.
Inne dziedziny nie są w tyle. W przypadku działalności i procesów natury społecznej osiągnęliśmy podobnie niemało. Między innymi tzw. tolerancję w tzw. krajach demokratycznych. To w praktyce jest niczym innym jak akceptowaniem dewiacji wszelkiego pokroju, rosnącą ilością tematów tabu*, bierną postawą wobec nienaturalnej zamiany ról społecznych. itd. Ilość zjawisk, nad którymi naprawdę można złapać się za głowę jest doprawdy ogromna.
Do myślenia dają też programy telewizyjne, które mówią o tym co lubimy i co nas bawi. A bawi nas i ciekawi poniżanie innych i/lub bycie poniżanym**. A z całego tego spatologizowanego reality-cyrku można jeszcze zrobić całkiem popularne show. Znaczna część społeczeństwa kocha programy, w których ekscentryczny fachowiec specjalista - np. kulinarny - organizuje konkurs, pomoc w rozkręceniu interesu, casting, itp., aby ku uciesze publiczności besztać i bezlitośnie poniżać przed kamerą innych ludzi.
A co z polityką? Okazuje się, że polityka jest tak samo fiducjarna jak współczesny pieniądz. Nie opiera się na honorze i rzetelności, lecz na wierze. Fides bowiem, znaczy z łaciny 'wiara'. Wierzymy więc niejako politykom, gdyż nie zobowiązujemy ich do wywiązywania się ze swoich obietnic. Rzecz się ma absolutnie na odwrót w przypadku umów z przedsiębiorcami. Ale dlaczego?
Przyjmijmy, że Kowalski zobowiązuje się do dostarczenia x produktu Malinowskiemu. Realizacja tego zobowiązania jest rzeczą pożądaną, ponieważ czyni transakcję, na której korzystają nie tylko kupujący i sprzedający, ale również budżet państwa. Kowalski ma coś czego pożąda Malinowski. Dochodzi do transakcji. Kowalski dostaje pieniądze i jest zadowolony. Malinowski dostaje produkt i jest zadowolony. Budżet państwa dostaje wpływy z podatków i przynajmniej powinien być zadowolony. Układ win-win-win.
A co gdyby Kowalski zabrał kasę i zwiał? Wtedy mielibyśmy do czynienia z prostą kradzieżą, przywłaszczeniem mienia.
Niech nasz Kowalski będzie jednak politykiem, a jego obietnice ofertą. Dostarczenie produktu to realizacja oferty, a więc wprowadzenie w życie obietnic. Politykowi potrzebny jest jednak na to kapitał. Zaciąga kredyt zaufania u wyborców. W pewnym sensie inwestorów. Ich głosy wyborcze to niejako wykładany przez nich kapitał. Głos wyborcy i obywatela jest więc pieniądzem. W przypadku przedsiębiorcy Kowalskiego ich otrzymanie jest równoznaczne z zobowiązaniem się do realizacji transakcji. W przypadku polityka nie mamy absolutnie z czymś takim do czynienia. Dlaczego obywatel nie interweniuje skoro cały układ jest dla niego ze szkodą?
Jest to kolejny paradoks życia w czasach współczesnych. Tak właśnie działa polityka i Kowalski***.
Mamy jeszcze technologię i żywność. Jest jej więcej i jest ponoć tańsza. A wszystko dzięki genialnemu wzrostowi wydajności naszych działań.
W produkcji żywności - tak roślinnej jak i zwierzęcej - stosujemy kolejne wspaniałe wynalazki ludzkiej myśli biotechnicznej, a więc leki. Dzięki temu roślinek jest naprawdę pod dostatkiem, nie psują się tak szybko, a mięso - np. schabik lub pierś kurczaka - charakteryzuje się wyraźnie większą objętością i wagą niż te, które pochodzi z tradycyjnej hodowli. To się nazywa postęp!
W końcu nie chodzi o jakość, lecz o ilość, czyż nie tak?
Podobnie ma się rzecz w przypadku postrzegania przez nas zwykłej ziemskiej egzystencji. Długość życia widocznie się zwiększyła. Tylko jakim kosztem? Czy naprawdę chodzi o to, żeby żyć 90 lat i chorować przed ostatnie 40-50? Profit nie lada odnoszą z tego korporacje farmaceutyczne, którym zapewne nie tyle zależy na zdrowiu pacjenta, co na podtrzymywaniu jego choroby. To przynajmniej sugeruje natura korporacji. Czyż nie jest bowiem głównym jej celem nieustanne generowanie dochodów?
W rzeczywistości jesteśmy winni sami sobie, gdyż znacznej liczby chorób możemy uniknąć poprzez prowadzenie zdrowego trybu życia. Ale zakazane jabłko zawsze smakuje najlepiej, zwłaszcza jeśli jest podane w odpowiedniej formie...
To samo możemy odnieść do innych aspektów naszego życia. Mamy, a już na pewno możemy mieć wpływ na stan naszej gospodarki. Część z nas właśnie próbuje działać na rzecz zmian. Ale realnie odczuwalne**** zmiany nie nadchodzą...
I tu zbliżamy się do nieoczywistej (bo dziwnie niezauważalnej) oczywistej (bo jakże prostej i prawdziwej) oczywistości.
Człowiek w pojedynkę jest w stanie osiągnąć bardzo niewiele. Efekty przynosi dopiero łączenie sił.
Jakkolwiek to nie brzmi, znajduje to swoje odzwierciedlenie również w ekonomii i gospodarce. Aby osiągnąć efekty służące ogółowi potrzeba czegoś więcej niż tylko oddawania głosów w wyborach. Prawdziwe zmiany nie są kwestią działań polityków, lecz pojedynczych obywateli działających wspólnie. Swoją rolę odgrywa w tym również metal szlachetny.
C.D.N.
źródło: link
Zadziwia wręcz perfekcja jaką osiągnęliśmy w budowaniu narzędzi militarnych umożliwiających mordowanie się nawzajem i osiąganie profitów z tego tytułu, zaś oficjalnie służące dążeniu do tego co politycy wiążą z walką o równość, sprawiedliwość, etc.
źródło: link
Inne dziedziny nie są w tyle. W przypadku działalności i procesów natury społecznej osiągnęliśmy podobnie niemało. Między innymi tzw. tolerancję w tzw. krajach demokratycznych. To w praktyce jest niczym innym jak akceptowaniem dewiacji wszelkiego pokroju, rosnącą ilością tematów tabu*, bierną postawą wobec nienaturalnej zamiany ról społecznych. itd. Ilość zjawisk, nad którymi naprawdę można złapać się za głowę jest doprawdy ogromna.
Do myślenia dają też programy telewizyjne, które mówią o tym co lubimy i co nas bawi. A bawi nas i ciekawi poniżanie innych i/lub bycie poniżanym**. A z całego tego spatologizowanego reality-cyrku można jeszcze zrobić całkiem popularne show. Znaczna część społeczeństwa kocha programy, w których ekscentryczny fachowiec specjalista - np. kulinarny - organizuje konkurs, pomoc w rozkręceniu interesu, casting, itp., aby ku uciesze publiczności besztać i bezlitośnie poniżać przed kamerą innych ludzi.
A co z polityką? Okazuje się, że polityka jest tak samo fiducjarna jak współczesny pieniądz. Nie opiera się na honorze i rzetelności, lecz na wierze. Fides bowiem, znaczy z łaciny 'wiara'. Wierzymy więc niejako politykom, gdyż nie zobowiązujemy ich do wywiązywania się ze swoich obietnic. Rzecz się ma absolutnie na odwrót w przypadku umów z przedsiębiorcami. Ale dlaczego?
Przyjmijmy, że Kowalski zobowiązuje się do dostarczenia x produktu Malinowskiemu. Realizacja tego zobowiązania jest rzeczą pożądaną, ponieważ czyni transakcję, na której korzystają nie tylko kupujący i sprzedający, ale również budżet państwa. Kowalski ma coś czego pożąda Malinowski. Dochodzi do transakcji. Kowalski dostaje pieniądze i jest zadowolony. Malinowski dostaje produkt i jest zadowolony. Budżet państwa dostaje wpływy z podatków i przynajmniej powinien być zadowolony. Układ win-win-win.
A co gdyby Kowalski zabrał kasę i zwiał? Wtedy mielibyśmy do czynienia z prostą kradzieżą, przywłaszczeniem mienia.
Niech nasz Kowalski będzie jednak politykiem, a jego obietnice ofertą. Dostarczenie produktu to realizacja oferty, a więc wprowadzenie w życie obietnic. Politykowi potrzebny jest jednak na to kapitał. Zaciąga kredyt zaufania u wyborców. W pewnym sensie inwestorów. Ich głosy wyborcze to niejako wykładany przez nich kapitał. Głos wyborcy i obywatela jest więc pieniądzem. W przypadku przedsiębiorcy Kowalskiego ich otrzymanie jest równoznaczne z zobowiązaniem się do realizacji transakcji. W przypadku polityka nie mamy absolutnie z czymś takim do czynienia. Dlaczego obywatel nie interweniuje skoro cały układ jest dla niego ze szkodą?
źródło: link
Jest to kolejny paradoks życia w czasach współczesnych. Tak właśnie działa polityka i Kowalski***.
Mamy jeszcze technologię i żywność. Jest jej więcej i jest ponoć tańsza. A wszystko dzięki genialnemu wzrostowi wydajności naszych działań.
źródło: link
W produkcji żywności - tak roślinnej jak i zwierzęcej - stosujemy kolejne wspaniałe wynalazki ludzkiej myśli biotechnicznej, a więc leki. Dzięki temu roślinek jest naprawdę pod dostatkiem, nie psują się tak szybko, a mięso - np. schabik lub pierś kurczaka - charakteryzuje się wyraźnie większą objętością i wagą niż te, które pochodzi z tradycyjnej hodowli. To się nazywa postęp!
źródło: link
W końcu nie chodzi o jakość, lecz o ilość, czyż nie tak?
Podobnie ma się rzecz w przypadku postrzegania przez nas zwykłej ziemskiej egzystencji. Długość życia widocznie się zwiększyła. Tylko jakim kosztem? Czy naprawdę chodzi o to, żeby żyć 90 lat i chorować przed ostatnie 40-50? Profit nie lada odnoszą z tego korporacje farmaceutyczne, którym zapewne nie tyle zależy na zdrowiu pacjenta, co na podtrzymywaniu jego choroby. To przynajmniej sugeruje natura korporacji. Czyż nie jest bowiem głównym jej celem nieustanne generowanie dochodów?
W rzeczywistości jesteśmy winni sami sobie, gdyż znacznej liczby chorób możemy uniknąć poprzez prowadzenie zdrowego trybu życia. Ale zakazane jabłko zawsze smakuje najlepiej, zwłaszcza jeśli jest podane w odpowiedniej formie...
źródło: link
To samo możemy odnieść do innych aspektów naszego życia. Mamy, a już na pewno możemy mieć wpływ na stan naszej gospodarki. Część z nas właśnie próbuje działać na rzecz zmian. Ale realnie odczuwalne**** zmiany nie nadchodzą...
I tu zbliżamy się do nieoczywistej (bo dziwnie niezauważalnej) oczywistej (bo jakże prostej i prawdziwej) oczywistości.
Człowiek w pojedynkę jest w stanie osiągnąć bardzo niewiele. Efekty przynosi dopiero łączenie sił.
źródło: link
Jakkolwiek to nie brzmi, znajduje to swoje odzwierciedlenie również w ekonomii i gospodarce. Aby osiągnąć efekty służące ogółowi potrzeba czegoś więcej niż tylko oddawania głosów w wyborach. Prawdziwe zmiany nie są kwestią działań polityków, lecz pojedynczych obywateli działających wspólnie. Swoją rolę odgrywa w tym również metal szlachetny.
C.D.N.
* Temat tabu to oczywiście zagadnienie, które wywołuję ogólnospołeczną konsternację pomimo oczywistości swojego istnienia. Możemy tu mówić o seksie, przemocy w rodzinie, pewnym ekscentrycznym polityku, "normalności" mężczyzn w ubiorach kobiet, itp. itd. A więc wszystko to co nas otacza, ale z dziwnych powodów nie chcemy o tym rozmawiać bo może to być, jak to się mówi, niepoprawne politycznie.
** Zależy z jakim typem zaburzenia osobowości mamy do czynienia. Możemy tu mówić albo o rysach osobowości masochistycznej albo po prostu sadystycznej i autorytarnej.
*** A więc ja, Ty drogi czytelniku oraz wszyscy inni dookoła nas. A już na pewno zdecydowana większość.
**** Chodzi nie o zmianę formy zewnętrznej danego zjawiska, lecz o widoczną jakościową zmianę. Przykład: wprowadzenie paktów, uchwalenie traktatów oraz odstawienie innego cyrku natury dyplomatycznej po zakończeniu danego konfliktu daje złudne przeświadczenie, że umowy międzynarodowe zakończą konflikty. Okazuje się, że nie kończą. Konflikty chwilowo wygasają, zaś nasze naiwne umysły sycą się oficjalnymi porozumieniami. W środku, nic się nie zmienia, o czym świadczy nadejście nowych wojen.
** Zależy z jakim typem zaburzenia osobowości mamy do czynienia. Możemy tu mówić albo o rysach osobowości masochistycznej albo po prostu sadystycznej i autorytarnej.
*** A więc ja, Ty drogi czytelniku oraz wszyscy inni dookoła nas. A już na pewno zdecydowana większość.
**** Chodzi nie o zmianę formy zewnętrznej danego zjawiska, lecz o widoczną jakościową zmianę. Przykład: wprowadzenie paktów, uchwalenie traktatów oraz odstawienie innego cyrku natury dyplomatycznej po zakończeniu danego konfliktu daje złudne przeświadczenie, że umowy międzynarodowe zakończą konflikty. Okazuje się, że nie kończą. Konflikty chwilowo wygasają, zaś nasze naiwne umysły sycą się oficjalnymi porozumieniami. W środku, nic się nie zmienia, o czym świadczy nadejście nowych wojen.
Kiedyś jedna pani doktor powiedziała mi, że jakieś 75% chorób na które chorujemy to choroby, jak to określiła, "talerzowe". Czyli takie wynikające ze złego trybu odżywiania których bez problemu można by uniknąć.
OdpowiedzUsuńWiele wyników badań pokrywa się ze sobą. Jako psycholog z wykształcenia dodam, że istnieje ogromny odsetek chorób, które mają podłoże psychiczne. Choroby są tylko somatyzacją.
OdpowiedzUsuń+ przemysł farmaceutyczny z kolei w wielkim stopniu opiera się na produkcji leków typu placebo. To pokazuje, że problem nie jest na zewnątrz lecz w środku.
Itd. Temat rzeka.
Generalnie człowiek stracił zdrowy rozsądek. Na tym obszarze szukałbym przyczyn cywilizacyjnego, szeroko pojętego, szaleństwa.