W sieci czytamy, że: inflacja w Polsce ma przyczyny zewnętrzne. Należą do nich głównie wysokie ceny paliw oraz deprecjacja kursu złotego.
W zasadzie to nie wiadomo co odpowiedzieć na słowa Pana Raczko, członka zarządu NBP, bo z jednej strony ręce opadają słysząc/czytając takie rzeczy, z drugiej zaś wypada wskazać na błędy...
W zasadzie to nie wiadomo co odpowiedzieć na słowa Pana Raczko, członka zarządu NBP, bo z jednej strony ręce opadają słysząc/czytając takie rzeczy, z drugiej zaś wypada wskazać na błędy...
Zacznijmy od pojęcia inflacji. Posiłkować będziemy się przy tym słowami autorytetu w tym zakresie: Henry Hazlitt'a. Wydaje się bowiem, że jego myśl najlepiej uchwyciła meritum zjawiska. I tak, jego zdaniem*:
Inflacja to coś, z czym obiecują [politycy] nam "walczyć", rzecz jasna pod warunkiem, że Kongres, czy sam naród, dostarczą odpowiedniej "broni" albo "silnego prawa", które w tej walce pomogą.
Tymczasem prawda jest taka, że inflacja została powołana do życia przez naszych przywódców, przez ich własną politykę monetarną i fiskalną. Obiecują nam zatem, że prawą ręką będą zwalczać to, co podają nam lewą ręką.
To co nazywają inflacją, jest zawsze i wszędzie, wywołane głównie poprzez wzrost podaży pieniądza i kredytu. Prawdę mówiąc, inflacja jest właśnie wzrostem podaży pieniądza i wielkości kredytu.
Słowo inflacja odnosiło się początkowo wyłącznie do ilości pieniądza (...) Używanie terminu "inflacja" w znaczeniu: "wzrost cen" odwraca uwagę od prawdziwej przyczyny inflacji oraz od lekarstwa, które mogłoby ją uleczyć.
(...) słowo inflacja jest dziś powszechnie stosowane w znaczeniu "wzrost cen". I z tego powodu bezowocnym i czasochłonnym wydaje się unikanie tego znaczenia lub poprawianie go na każdym kroku.
Z chwilą wzrostu podaży pieniądza ludzie posiadają więcej pieniędzy, za które mogą nabywać dobra. Jeśli w tym samym czasie ilość dóbr nie wzrośnie - albo nie wzrośnie w stopniu równym wzrostowi podaży pieniądza - ceny dóbr wzrosną. Każdy jeden dolar stanie się mniej wart, gdyż teraz jest tych dolarów więcej.
W tej sytuacji Kowalski może zrobić jedną z 4 rzeczy:
1. Totalnie zignorować to co mówią członkowie zarządu NBP i odwiedzić www.plotek.pl celem uzyskania zdecydowanie ciekawszych informacji (zapewne większość Kowalskich nawet nie zainteresowała się informacjami o bieżącej inflacji).
2. Uwierzyć w słowa członka zarządu NBP i odwiedzić www.plotek.pl
3. Samemu zastanowić się nad przyczynami inflacji. To akurat wymaga zapoznania się - przynajmniej do jakiegoś stopnia - z podstawami ekonomii, dokonania analizy informacji i określenia własnego stanowiska.
4. Mając świadomość tego, że inflacja bierze się z "produkcji" pieniądza, oddać się refleksji na temat tego, dlaczego członek zarządu tak poważnej instytucji jak Narodowy Bank Polski staje w jawnej opozycji wobec stanowiska opartego na zdrowym rozsądku?
W przypadku oddania się refleksji można przyjąć dwa założenia: cytowany członek zarządu NBP rzeczywiście nie rozumie pojęcia inflacji i o jawnej kpinie mówić nie możemy lub z niewiadomych szaremu Kowalskiemu powodów twierdzi, że jej źródłem jest deprecjacja złotego oraz wysokie ceny paliw wiedząc, że wcale tak nie jest.
Przyznajemy otwarcie, że w naszej opinii inflacja to przede wszystkim wzrost ilości pieniądza, który w konsekwencji prowadzi do wzrostu cen. Zgadzamy się z Panem Hazlitt'em, gdyż jego podejście jest nie tylko zrozumiałe, ale przede wszystkim oparte na tzw. zdroworozsądkowym myśleniu. Warto dodać, że pojęcie inflacji jest względnie młode i zawitało na salonach rozważań ekonomicznych dość niedawno**. Zjawisko to wiąże się ze zwiększaniem ilości pieniądza, które trafiają w ręce konsumentów. To co twierdzi Pan Raczko jest dla nas co najmniej lekko zawiłe:
W długim okresie nie liczy się nominalny kurs walutowy, ale realny kurs walutowy. Nie można uważać płynnego kursu walutowego za panaceum, które rozwiąże wszystkie problemy naszej gospodarki (...) Trzeba się zastanowić, czy odporność polskiej gospodarki na zjawiska kryzysowe będzie możliwa do utrzymania w długim terminie, czy też została już skonsumowana w pierwszym kryzysie. (...) Musimy umocnić długoterminową politykę budżetową.
Rzecz jasna monopolu na rację nie posiada nikt, a przez to tak Hazlitt jak i każdy jego zwolennik może się mylić, ALE aby ludzie mogli się nawzajem porozumieć*** muszą wziąć sobie do serca słowa Alberta Einsteina:
źródło: link
W zgodzie z myślą geniusza fizyki i celem bycia zrozumianym przez naszych czytelników upraszczamy nasze stanowisko:
inflacja = wzrost podaży pieniądza
więcej pieniędzy = wzrost cen
A dla miłośników PRAWDZIWYCH wskaźników inflacji już wkrótce kolejny wpis z serii "Inflacja według supermarketu".
* Hazlitt, H., (2007). Inflacja. Wróg publiczny nr 1. Warszawa: Fijorr Publishing.
** Inflacja oczywiście pojawiała się już nawet tysiące lat temu, ale jako termin i pojęcie odnoszące się do zjawiska natury ekonomicznej zdobyło szerokie zainteresowanie kilkadziesiąt lat temu.
*** Dla miłośników lingwistyki polecamy oddać się refleksji na temat genezy i budowy słów "porozumienie" i "zrozumienie".