27 października 2014

Czy nadszedł czas na sprzedaż metali? 4. Wzrost podaży pieniądza

Skoro fundamentem wzrostu cen metali ma być wzrost podaży pieniądza, a ten rośnie NON STOP, to dlaczego złoto i srebro spadają? Czy reguła się nie sprawdza? Czy rzeczywiście nadszedł czas na sprzedaż metali?

źródło: link

Pytanie te trapi mocno wielu inwestorów metali szlachetnych od pewnego czasu.

A te od czasu ich oplucia i wyrzucenia za drzwi monetarnego salonu w latach '70 XX w., udały się w długą wędrówkę. Kierunkiem ich podróży stały się giełdy towarowe. Pieniądz przez duże P ze swojej natury jest także towarem i posiada obiektywną wartość sam w sobie. Stąd metale będąc na wygnaniu mogły znaleźć schronienie w różnych miejscach świata, gdzie czci się takie rzeczy jak np. zdrowy rozsądek oraz historię.

Metale jako towary podlegają więc wycenom giełdowym. Jak bardzo ceny nie byłyby manipulowane to prawo podaży i popytu znajduje tu zastosowanie. Srebro i złoto podlegają też siłą rzeczy wpływowi inflacji rozumianej jako wzrost podaży pieniądza. A to wbrew pozorom nie działa symetrycznie, w pełni przewidywalnie, na poziomie korelacji q=1. Innymi słowy, widząc wzrost podaży pieniądza wiemy, że ceny wzrosną, ale kiedy dokładnie i jak wysoko już nie do końca.

Przeciwnicy takiej argumentacji mogą już się śmiać lub oburzać, jednakże samo życie, procesy oraz rozmaite zjawiska wszelkiego rodzaju wyglądają dokładnie w ten sam sposób. To po prostu cykle. Kiedy nadchodzi zima to wiemy, że będzie zimno. Ale czy w najzimniejszym dniu roku odnotujemy -30C czy -35C nie jest już nam wiadome. Proces starzenia się człowieka jest podobny. Wiemy, że wcześniej czy później pojawi się pierwszy siwy włos. Nie wiemy jednak dokładnie kiedy.

Wszystkie procesy, tak ekonomiczne jak i społeczne, psychologiczne, biologiczne i inne podlegają tym samym prawom. Po prostu tego nie dostrzegamy na co dzień.

Ekonomia posiada zbyt wiele czynników, które mogłyby umożliwić absolutnie precyzyjne prognozowanie cen. Co więcej, uwzględnia czynnik, którego nie da się przełożyć na liczby. To czynnik ludzki. Podczas gdy można zmierzyć podaż gotówki będącej w obrocie lub depozytów czy można to samo zrobić z ludzką emocją?

źródło: link

Bardzo o niej zapominamy. Tak samo jak i o odczuciu cielesnym. Czyż nie złość bowiem i głód wyprowadzają tłumy na ulice? Dziś kiedy większość z nas ich nie uwzględnia, w ocenie przyszłych cen i kursów bazuje na wykresach, liczbach, tabelach. Fakt, są ważne i przydatne. Kiedy sytuacja robi się krytyczna do głosu dochodzą jednak emocje i pięści. Na parkietach giełdowych robi się niewiele nudniej niż na powyższym zdjęciu.

Dziś o tym aspekcie nie myślimy. Nie jesteśmy przecież głodni.

Wróćmy do ekonomii.

To co czyni ustalanie się cen towarów w długim okresie to łącznie*:
a) podaż pieniądza
b) kredyt
c) oczekiwania

Gdyby ceny towarów miały rosnąć proporcjonalnie do agregatów to obie linie, tj. agregatów pieniężnych (a+b) oraz ceny towarów byłyby równoległe.


Oczywiście, w praktyce nie jest to takie banalne. Podaż pieniądza rośnie w długim okresie czasu, aczkolwiek z miesiąca na miesiąc są to "skoki w górę" i "zejścia w dół". Generalnie zmiana jest wzrostowa, aczkolwiek linia tego wzrostu nie jest prosta.

Dla zobrazowania weźmy za przykład wzrost agregatów pieniężnych amerykańskiej (okres 8 letni) oraz naszej rodzimej waluty (też M3, na bazie aktualnych danych z NBP, od 1996 roku dla lepszego zobrazowania kierunku rozwoju naszej gospodarki).

źródło: link


M3 $ rośnie równo w górę (niebieskie pole na wykresie). M3 w PLN podobnie. Jak się miewają ceny metali w $ i PLN?

www.stooq.pl

Jak więc widać linia agregatów oraz linie cen metali w żaden sposób się ze sobą nie pokryją w znaczącej części. Dlaczego tak się dzieje?

Po pierwsze:
Kiedy do szeroko pojętego obiegu wchodzi nowa kasa to potrzebuje ona nieco czasu, aby "rozłożyć się" na rynku. Innymi słowy, pieniądz nie wpływa równomiernie do kieszeni wszystkich z nas w tym samym, krótkim czasie. Z tego też powodu nie możemy od razu tych pieniędzy wydać.

Wyobraźmy sobie, że rząd podwaja podaż pieniądza. Papiery trafiają do naszych kieszeni i portfeli. Aby ceny wzrosły tak samo jak podaż pieniądza to w tym samym momencie uczestnicy rynku, a więc posiadacze nowego pieniądza musieliby dokonać zakupów. Podsycony tym popyt wpłynąłby na wzrost cen. Ale nie może się to wydarzyć ot tak! po prostu z dnia na dzień.

Proces zajmuje czas.

Inflacja rozumiana jako wzrost cen jest jak rak. Rośnie niepostrzeżenie, żeby w najmniej oczekiwanym momencie ujawnić się z potężną siłą.

Ponad to, część osób, które otrzymałyby pieniądze wcale nie musiałaby ich wydać. Niektórzy skorzy są do oszczędzania. Nie jest to bez znaczenia. Gdyby więc do obiegu trafiła połowa nowych banknocików to wzrost cen nie miałby już takiego impetu.

Po drugie:
Złoto i srebro stanowią jedynie część rynku. Wpływający do obiegu nowy pieniądz, tfu! papierowa waluta pójdzie tam gdzie skierują go nowi posiadacze. Upraszczając sprawę, załóżmy, że rynek metali to 33,3% wartości całego rynku. Energia kolejne 33,3%, a żywność 33,3%. Aby towary i usługi z wszystkich tych 3 sektorów wzrosły tak samo to w zbliżony sposób musiałby napłynąć do nich kapitał. Czyli, jeśli nowi posiadacze wydadzą kasę na energię i żywność, a grosza nie przeznaczą na metale to inflacja rozumiana jako wzrost cen nie pojawi się na wykresach cen metali.

Popyt przejawia się w pieniądzu.

"Szpilki" na wykresach pochodzą od nagłego napływu kapitału. Kapitał ten nierzadko jest podsycany emocjami. Gwałtowne wzrosty i następujące po nich spadki są nader często przejawem spekulacji i podwyższonego wolumenu obrotów.

Cena metali szlachetnych jako pochodna wzrostu podaży waluty powinna być rozpatrywana w okresie długoterminowym.

Co więcej, inwestorzy lokują kapitał w różnych aktywach. Metale wciąż są bardzo mało popularną formą inwestowania. Gdyby zmierzyć wartość metali namacalnych w portfelach inwestorów okazałoby się, że stanowią one maksimum kilka procent całej wartości.

Po trzecie:
Inflacja zmierzająca do hiperinflacji ma swoje etapy. Przypomnijmy sobie najbardziej znany i najlepiej chyba udokumentowany przypadek hiperinflacji Republiki Weimarskiej:

Do października 1918 roku, ostatniego pełnego miesiąca I wojny światowej, ilość marek papierowych w stosunku do ich wolumenu w przedwojennym roku 1913 zwiększyła się czterokrotnie, podczas gdy ceny w Niemczech wzrosły tylko o 139 procent (...) Jednak już w styczniu 1920 roku relacja ta uległa odwróceniu: ilość pieniędzy w obiegu wzrosła 8,4 razy, podczas gdy ceny hurtowe aż 12,6 razy. Do listopada 1921 roku wolumen pieniądza znajdującego się w obiegu wzrósł osiemnastokrotnie, podczas gdy ceny wzrosły 34 razy. Do listopada 1922 roku ilość pieniądza w obiegu wzrosła 127 razy, a ceny hurtowe 1154 razy. Do listopada 1923 roku ilość pieniędzy w obiegu wzrosła 245 miliardów razy, ceny zaś 1380 miliardów razy.

Te liczby dyskredytują prostą, czyli surową, ilościową teorię pieniądza, zgodnie z którą ceny rosną proporcjonalnie do wzrostu ilości pieniędzy i to niezależnie od tego, czy pieniądzem jest złoto i wymienialne banknoty, czy niewymienialny pieniądz papierowy.*

* Znane są przypadki, kiedy podaż malała, a ceny szły w górę. Było to związane z oczekiwaniami oraz kredytem. Wzrost cen pompowany jedynie psychologicznym czynnikiem rosnącego popytu wśród konsumentów nie może być utrzymany przez dłuższy czas jeśli nie uruchomi to dopływu kapitału. Po chwilowym wzroście cen, muszą on spaść do należytego im poziomu.
** Hazlitt, Henry. Wróg publiczny numer 1. Fijor Publishing. Warszawa. 2007.

1 komentarz:

  1. Patrząc na historię Republiki Weimarskiej może się wydawać, że teraz jesteśmy w tym etapie, który wystąpił w 1913-1918. Czy zatem powinniśmy spodziewać się rychłego odbicia cen towarów w najbliższych 2-3 latach?

    OdpowiedzUsuń