30 października 2014

Podłe kłamstwo czy karygodna niekompetencja?

Na rp.pl czytamy, że:

Gdyby spojrzeć tylko na statystyki dotyczące majątków najbogatszej części ziemskiej populacji, można by uznać, że światowego kryzysu finansowego nigdy nie było. Przez ostatnie pięć lat liczba miliarderów na świecie podwoiła się.

Na wynagrodzenia.pl z kolei pada następujące:

KONIEC KRYZYSU? WZROST PENSJI PRZYSPIESZYŁ

A poniżej wykres jak bardzo statystyczny Polak stawał się coraz bogatszy w pierwszych połowach 2007-2014.

źródło: link

Wyobraźmy sobie, że średnio zarabiamy 1000 zł. Łącznie razem w dużym uproszczeniu będzie to 1000 zł X liczba osób pracujących. I niech będzie to przykładowo 20 milionów obywateli. Skumulowane wynagrodzenia miesięczne wyniosłyby więc 2 miliardy złotych.

Czas mija, przeżywamy wzloty i upadki, okresy prosperity oraz kryzysy, i tak w kółko, aby w końcu przeczytać na cytowanej już wcześniej stronie stwierdzenie jakoby kryzys się skończył, bo mamy wzrost pensji.

Przyjmijmy też, że zarabiamy teraz 10.000 zł średnio. Czy oznacza to, że jesteśmy 10X bogatsi? Czy może należy postawić sobie pytanie: czy możemy kupić więcej? Skoro razem generujemy teraz nie 2 miliardy złotych lecz 20 miliardów zł, to gdzie było brakujących 18 mld zł wcześniej?

A może należy zapytać skąd się wzięły?

Czy Polacy, który zarabiali w latach '90 po 2 miliony złotych miesięcznie byli bogaci? Przecież milionerem nazywamy potocznie tego, który jest bogaty i zamożny...

Gdyby ktoś chciał jednak powiedzieć, że lata '90 były tzw. innymi czasami, to już spieszę z omówieniem co poprzedzało ten okres, ze szczególnym uwzględnieniem polskiej "zamożności".

W 1950 roku, czasie kiedy Polską kierował (nie rządził) obywatel Bierut, dokonano denominacji złotówki, w efekcie czego miliony obywateli straciły ogromne pieniądze. Niesprawiedliwy przelicznik wymiany starych pieniędzy na nowe okradł realnie tych, którzy oszczędzali. Pozbawił ich ciężko zarobionych pieniędzy. A oszczędzali prawie wszyscy, bo czasy były niepewne, Polska co dopiero sprzedana i próbująca odbudować się po niedawno zakończonej skrajnie destrukcyjnej wojnie, będąc jednocześnie pod nowego rodzaju okupacją.

źródło: link

Pomimo wprowadzenia nowego pieniądza politycy nie zdołali wyleczyć się z głupoty i niekompetencji. Choć czasy towarzysza Gomułki w latach '60 charakteryzowała ponoć niska inflacja, tak w latach '70 sytuacja miała dać sygnał, że wszystko wymyka się spod kontroli. Władysław Gomułka jako I sekretarz KC PZPR w latach 1956-1970, był ponoć wyczulony na nastroje społeczne i dążył do trzymania wzrostu cen w ryzach. Siłą rzeczy brak swobodnie płynącego kapitału nie umożliwił rozkwitu gospodarki. Wynagrodzenia też nie zachwycały. Ale ktoś na partię musiał pracować, a środki musiały być przecież jakoś egzekwowane.

Stagnacja płac w latach sześćdziesiątych, połączona z próbą podwyżek cen, doprowadziła w grudniu 1970 r. do wybuchu niezadowolenia społecznego. Nowa ekipa, podobnie jak poprzednio ekipa Gomułki, zaczęła działalność od obietnic dotyczących podwyżek płac, rozwinięcia budownictwa mieszkaniowego i komunalnego, rozszerzenia uprawnień pracowniczych, itd. W obu wypadkach chodziło bowiem o zapewnienie sobie poparcia ze strony chociażby części społeczeństwa.*

Edward Gierek wiedział czym jest kredyt. I nie zawahał się go zaciągnąć na zachodzie. Polskę zasilił kapitał, konsumpcja wyraźnie wzrosła, a wraz z nią stopa życiowa. I jak to bywa z kredytami, najsłodsze są właśnie początki. Budowano wszystko. Drogi, fabryki i mieszkania. Generalnie by żyło się lepiej.

Już w pierwszych dwóch latach działalności ekipy Gierka realne płace osób zatrudnionych w gospodarce uspołecznionej, przekroczyły przyrost realnych dochodów w dziesięcioleciu 1960-1970. W całym okresie gierkowskim (1970-1980) dochody realne z tytułu płac zwiększyły się o 92 proc., a z tytułu pieniężnych świadczeń społecznych o 172 proc. Szczególnie szybko rosły płace w pierwszym pięcioleciu.

W pięcioleciu, w którym zaciągnięte zostały kredyty. Druga połowa lat '70 niestety taka kolorowa już nie była. A czy zarobki rosły? A tak! Oczywiście, że rosły. I długo trend ten miał się jeszcze utrzymać.

A teraz meritum:
Tak wyglądał wzrost zarobków w latach 1950-1970, a więc przez pierwsze 20 lat od godnej wszelkiego potępienia bierutowej denominacji:


Jak wygląda krzywa zarobków w Polsce od czasów denominacji, która miała miejsce po hiperinflacji w pierwszej połowie lat '90 XX wieku? Poniżej, wykres obejmuje 18-letni okres:


Podobny?

Zachęcam w tym miejscu do chwili refleksji nad tymi dwoma wykresami.

źródło: link

Wróćmy do pierwszego wykresu i zobaczmy jak pięknie się prezentuje krzywa "bogacenia się Polaków" w latach 1950 - 1980:


Cóż... z wykresu wynika, że w latach '70 Polacy stali się naprawdę bogaci. Nic to doprawdy w porównaniu z "prosperity" jakie na nich czekało w kolejnej dekadzie. Zobaczmy jak kształtował się wykres w okresie wydłużonym o tę właśnie, kolejną dekadę. Okres od 1950 do 1990:


A rodzynek na koniec. Polecam zapoznać się z wartościami osi Y. A potem...

... chyba już tylko zaduma i gorzka refleksja nad tym jak dziennikarze oraz instytucje rządowe pojmują wzrost wynagrodzeń wyrażanych nominalnie.


* Landau, Zbigniew. Gospodarka Polski Ludowej. Warszawa: Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne, 1994.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz