Ekonomiści twierdzą że pensje w sektorze przedsiębiorstw wzrosły. Czy na pewno?
Przeciętne wynagrodzenie bez wypłat z zysku wyniosło w grudniu 4.012,39 zł i wzrosło rdr o 4,3 proc., a wobec listopada wzrosło o 9,0 proc.
Wzrost pensji to doprawdy iluzja, a wszelkie stwierdzenia ilustrujące ów rzekomy wzrost to wybiórcze spojrzenie na sytuację. Dlaczego?
źródło: link
Stwierdzenia ekonomistów dotyczą kilkuprocentowego wzrostu pensji. I słusznie, wyrażane liczbowo pensje rzeczywiście mogły wzrosnąć. Szkoda tylko, że nikt nie mówi o wzroście cen towarów i usług lub jak kto woli o przejawach inflacji.
Mówienie o wzroście gospodarczym i wzroście płac to pranie mózgów, ponieważ ceny i usługi nie mają prawa rosnąć jeśli nie ma inflacji. NBP oraz wszystkie inne banki centralne państw stosują strategię bezpośredniego celu inflacyjnego, a więc takiego działania, które rok do roku osłabia siłę nabywczą waluty, co bezpośrednio wiąże się ze wzrostem cen.
Na przegranej pozycji stoją niejako urzędnicy (których w żaden sposób nie bronimy), ponieważ ich pensje wymagają oddzielnych, czasochłonnych regulacji. Jest budżet, który zakłada pewien pułap pensji i już. W przypadku pracowników przedsiębiorstw pensje reguluje sobie na życzenie szef, bez względu czy to się komuś podoba czy nie. Pensje urzędników nie mogą więc wzrosnąć ot tak, gdyż wymaga to trochę zachodu. W przypadku przedsiębiorstw, kiedy idzie inflacja liczby siłą rzeczy rosną... a więc i pensje. Potem czytamy i słuchamy jaki to dobrobyt w Polsce, że podczas kryzysu zaczynamy zarabiać więcej... że nasze pensje robią się europejskie... że wydajemy coraz więcej... że rośnie nam PKB... Tyle, że te wyższe pensje wcale nie muszą starczyć na bieżące wydatki, nawet jeśli wzrosną o 100%.